Pan zero waste: rozmowa przy kompoście

Znamy się od 17 lat i to poniekąd dzięki mnie Tadek jeździ na rowerze. A jeździ 8 tys. km roczne. I choć wprowadzam w nasze życie różne wywrotowe idee, mniej lub bardziej radykalne, rzadko protestuje. Ale czasem protestuje mocno. Przeczytajcie, jak to jest być moim mężem, cyklistą i panem zero waste. 

Zero waste to idea zakładająca nieprodukowanie odpadów. Również tych do recyklingu. Dziś w Polsce staje się coraz bardziej popularna dzięki książkom Bei Johnson i Kasi Wągrowskiej. Jednak w ogólnej polskiej świadomości idea jest w najlepszym razie uznawana za dziwactwo, bo zazwyczaj nikt o ZW nie słyszał. Właściwie do niedawna nasza rodzina wcale nie znała tego określenia, ale nasz styl życia w pewien sposób dążył do ograniczenia śmiecenia. Od roku, za sprawą konferencji z Beą Johnson, przyspieszyliśmy tempo. Postanowiłam przepytać mojego wspaniałego męża, co właściwie o tym wszystkim sądzi.

Tadeusz: pan zero waste
Tadeusz: pan zero waste

JB: Czy czujesz się panem zero waste?

TB: Odpowiedź nie jest prosta, bo z jednej strony w znacznej mierze identyfikuję się z tą ideą i staram się nie produkować śmieci i nic nie marnować, a z drugiej mi daleko do prawdziwego zera i wiem, że nigdy go nie osiągnę.

Uważasz, że robisz w tym kierunku więcej niż inni?

To akurat dość proste, bo większość ludzi nie robi w tym kierunku zupełnie nic. W naszej piekarni jesteśmy jedynymi świrami z własnym workiem na chleb, jak ostatnio kupowałem rybę do słoika, to sprzedawca od razu wiedział, kim jestem, bo wszyscy inni biorą od niego foliowe torebki. Poprzeczka ustawiona jest tak nisko, że trudno nad nią nie wystawać.

Przecież my też się tego od kogoś uczymy… W Polsce coraz więcej ludzi wie o idei ZW.

Ja akurat nie uczę się od nikogo. Działam intuicyjnie. Coraz więcej ludzi wie, ale nadal jest to mniejszość poniżej błędu statystycznego. Świadomość większości ludzi jest żadna, jest też część, którym coś dzwoni, tylko nie wiedzą, w którym kościele.

Kupowałem ostatnio w jednym warzywniaku, oczywiście bez żadnych foliowych torebek. Inna klientka, sama objuczona dziesiątkami foliówek, zwróciła na to uwagę i chciała mnie pochwalić. Powiedziała więc: „To pięknie. Trzeba jakoś z tą przyrodą walczyć”. Dla mnie to jest ilustracja takiej przeciętnej, ale wcale nie najgorszej świadomości – wiadomo, że trzeba walczyć, tylko nie do końca wiadomo, z kim i gdzie. No i samemu nie kiwnie się palcem w bucie…

Czy jesteś szczególnie dumny z którejś ze swoich ZW aktywności?

Lubię odmawiać toreb w sklepach, ale czy jestem z tego szczególnie dumny? Czy to jest powód do dumy? To jest normalne, zachowuję się normalnie, to wszyscy wkoło oszaleli.

A czy masz szczególne opory przed wprowadzeniem jakichś rozwiązań w życie?

Wielu granic nie jestem w stanie przekroczyć. I nie jest to kwestia oporów. Na przykład zamawiam sporo części rowerowych przez internet i nie mogę nic poradzić na to, że są pakowane w folię i papier. Mam też oczywiście swoje grzeszki, jak żel pod prysznic w plastikowej butelce. Najwyraźniej nie jestem dobrym materiałem na świętego.

Czy myślisz o tym, żeby przejść na zupełnie ZW transport i pozbyć się samochodu?

Rozważam, bo i tak dość rzadko używam samochodu. Jednak bardziej odpowiadałaby mi samochodowa kooperatywa, czyli użytkowanie jednego pojazdu np. przez trzy gospodarstwa. Niestety to na razie mało realne.

Tadek i nasz domowy kompost
Tadek i nasz domowy kompost

Gdybyś miał wybrać jedną z pięciu zasad ZW: odmawiaj, ograniczaj, używaj ponownie, recyklinguj i kompostuj, która wydaje Ci się najtrudniejsza?

Na pewno kompostuj. Nie mówię o sobie, tylko o innych, z którymi o tym rozmawiam. Ludzie zwykle nie mają gdzie i jak kompostować ani tym bardziej co zrobić z pozyskanym w ten sposób kompostem. Nie każdy ma działkę jak my, a miejskich kompostowników jest kilka na całą Warszawę – jeden na kilkaset tysięcy mieszkańców, jeden na sto czy więcej kilometrów kwadratowych.

Umiesz odmawiać? Bo że ograniczasz konsumpcję, wiem.

Sześć lat temu postanowiłem, że nie będę jadł słodyczy. Zderzenie tego z naszymi społecznymi obyczajami daje naprawdę dobry trening odmawiania. To czasem jest wręcz faux pas, ale biorę to na klatę. Jestem w tym bardzo dobry.

Nie ma złej pogody na rower!
Nie ma złej pogody na rower!

Rower: dla wielu osób jesteś symbolem kogoś kto jest zrośnięty z tym środkiem komunikacji. Czy zgodzisz się, że jest to pojazd zeroemisyjny? Tak jest pokazywany w porównaniu do samochodów.

W uproszczeniu – tak. Nie ma zresztą lepszego środka transportu. Chodzenie pieszo jest bardziej dosłownie zeroemisyjne, ale niezbyt efektywne – pieszy przemieszcza się wolno i na małe odległości, w dodatku nie może przenosić dużych ładunków, co na rowerze nie stanowi problemu.

Uproszczenie polega na tym, że rower emituje trochę CO2, głównie pośrednio. Po kolei:

  • produkcja i transport roweru i części, które się w nim wymienia w trakcie użytkowania, to emisja pośrednia,
  • zasilanie oświetlenia bateryjnego (zwłaszcza w sezonie jesienno-zimowym) i innych urządzeń – to również emisja pośrednia,
  • napędzanie roweru to już emisja pośrednia i bezpośrednia – kalorie, które się spala, trzeba pozyskiwać. Rowerzysta więcej je, co z prostych biologicznych przyczyn powoduje emisję bezpośrednią, ale też przyczynia się do pośredniej, bo jedzenie trzeba jakoś wyprodukować, przewieźć i przetworzyć.

Nazwijmy to szukaniem dziury w całym – rower i tak wygrywa. 

A co myślisz o swoim gospodarowaniu zasobami żywnościowymi? Zdarza Ci się marnować jedzenie?

To akurat kwestia wychowania, że do marnowania jedzenia mam bardzo surowy stosunek. Nie toleruję tego, bardzo mnie wkurza i boli, kiedy ktoś marnuje jedzenie. Nie umiem sobie przypomnieć, kiedy ostatnio coś zmarnowałem. Chyba rok temu, jak zebraliśmy tak dużo jabłek, że nie zdążyliśmy ich zjeść ani przerobić, a nie rozdawaliśmy wystarczająco sprawnie. Parę kilo poszło na zmarnowanie i pamiętam, że było mi z tym bardzo źle. 

Wiele osób dążących do życia ZW uważa, że mięso jest jednym z najbardziej zaśmiecających planetę produktów żywnościowych. W naszym koszu na śmieci główne odpadki (poza dziwnymi produkcjami naszych dzieci) to opakowania po ekologicznym mięsie i nabiale. Wyobrażasz sobie, że rezygnujemy z tych produktów?

Nie. W lecie okresowo rezygnuję z mięsa, ale nie z nabiału. Mam świadomość, że jedzenie mięsa jest bardzo złe dla planety, dlatego staram się ograniczać jego spożycie. Na tyle mnie stać.

Gąbka syntetyczna kontra myjka konopna
Gąbka syntetyczna kontra myjka konopna

Wiem, że nie wszystkie rozwiązania ZW w naszym domu Ci odpowiadają. Nie narzekasz na kubeł wyłożony reklamami, ale denerwuje Cię myjka konopna do naczyń. Wygoda jest dla Ciebie najważniejsza? A może oszczędność czasu? Jeśli Ci powiem, że myjka konopna i szczotka do naczyń starczą na lata i nie tylko zapobiegną zakupowi gąbek ze sztucznego tworzywa, ale dadzą oszczędności – nie będzie łatwiej przekonać się do takiej formy zmywania?

Myjka konopna mnie denerwuje, bo nie myje, a potrzebuję czasem coś umyć. To nie jest kwestia wygody, tylko podstawowej potrzeby domycia garów. Oszczędność może być dobrym argumentem dla nieprzekonanych, ale nie powinna być jedynym. Oszczędne i ekologiczne rozwiązania muszą też działać.

Jesteś redaktorem, więc pytanie podchwytliwe. Papier czy e-book?

To nie takie proste. Bo niby e-book, ale np. dzieci potrzebują jednak papieru, a pomysły, żeby podręczniki zastąpić tabletami, są chore i szkodliwe. Niektóre książki ze względu na walory estetyczne nie nadają się do przerobienia na e-booki.

Mam też w miarę świeżą anegdotkę. Niedawno ukazała się książka Pablopavo, czy raczej Pawła Sołtysa, „Mikrotyki”. Chcę ją, ale nadal jej nie kupiłem, bo nie mogę się zdecydować, czy papier, czy e-book. Na e-booku autor nie wpisze mi dedykacji! Zapytałem Pawła, co zrobić, a on odpowiedział, żebym kupił jedno i drugie.

Ograniczaj się!… Na koniec jeszcze jedno ważne pytanie. Kiedy rok temu wróciłam z konferencji Bei Johnson i powiedziałam, że od dziś wprowadzamy restrykcje ZW, popukałeś się w głowę. Dziś, patrząc na nasze/moje wybory, dalej czujesz, że mieszkasz z ekoświrem?

Spójrz na mnie. Nadal się pukam w czoło.

Tadek i zero waste
Tadek i zero waste

Może przeczytasz także:

ActAware

ActAware: sprawdź, czy Twoja ulubiona marka jest etyczna

ActAware to aplikacja, która - w największym skrócie - pomaga w świadomych decyzjach konsumenckich. To
Ile państw jest w Azji?

Ile państw jest w Azji? Wyzwanie

Ile państw jest w Azji? Kilka lat temu na święta wymyśliłam wyzwanie dla nas, żeby
Jak kupić etyczną czekoladę?

Skąd mam wiedzieć, że kupuję etyczną czekoladę?

Polacy uwielbiają czekoladę. Z badań wynika, że jemy średnio 5,7 kg czekoladowych słodyczy rocznie na

8 thoughts on “Pan zero waste: rozmowa przy kompoście”

  1. Jaki świetny wywiad! Uśmiecham się od ucha do ucha, jak czytam słowa Twojego męża. Widzę dużo podobieństw międzymałżeńskich, jeśli tak pokracznie można to określić – mój również jest wielkim fanem rowerów i mojemu również jest bardzo ciężko całkowicie zrezygnować z mięsa. Nie lubi myjek konopnych do tego stopnia, że ostatnio pod moją nieobecność kupił nowy zestaw gąbeczek. Ale wiele działa, by nasz dom był jak najmniej odpadowy. Mimo że – wg Twojego Tadeusza – poprzeczka postawiona jest naprawdę nisko :D Przybijamy wirtualną piątkę!
    Kasia | Ograniczam Się ostatnio pisze o…Dizajn w przestrzeni publicznej, czyli co o śmieciach mówi się w CieszynieMy Profile

  2. Hihi, mój Mąż też nie może żyć bez gabeczek. I rower lubi, ale do pracy dojeżdża autobusem. Fajny wywiad! Pozdrowienia dla Tadeusza!

    1. Jestem pewna, że tak. Choć niekoniecznie w Polsce, gdzie podział ról (kobieta – dom, mąż – praca) jest bardzo silny i gdzie siłą rzeczy kobiety decydują o tym, JAK prowadzony jest ten dom.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CommentLuv badge