Gotowanie na parze jest dla mnie znakomitym sposobem na upieczenie dwóch pieczeni na jednym ogniu, a konkretnie – dwóch składników obiadu na jednym gazie. Nie chodzi tu jednak o samą oszczędność energii, choć ona bardzo mi się podoba.
Gotować w ten sposób można niemal wszystko. Dolne piętro, wypełnione wodą, mogą zająć na przykład ziemniaki, a górne – mięso czy ryba. Gorąca para z gotującej się wody pozwala ugotować (uparować!) także warzywa, choć zdecydowanie najzdrowiej jest jeść je na surowo. Wiadomo jednak, że surowe warzywa są dla tych, którzy nie mają problemów z trawieniem – te ugotowane są lżej strawne. Trzeba jednak pamiętać, że obróbka termiczna niszczy wiele cennych składników, witamin i minerałów. Gotowanie warzyw na parze jest wyjściem dla tych, którzy nie mogą jeść surówek. Dzięki takiemu przyrządzeniu można przygotować posiłek lżejszy, ale cenniejszy dla naszego organizmu, ponieważ jest o wiele mniejsza strata składników takich jak witamina C. Walory smakowe też się liczą, sama wolę też np. smak uparowanego kalafiora niż surowego czy ugotowanego. Inną rzeczą jest wygoda, nie trzeba się przejmować, że jedzenie się przypali, nie używa się tłuszczu itp.
Ważne, aby pamiętać, że woda z dolnego piętra nie powinna przedostawać się wyżej.
Dziś ugotowałam na parze ekologiczne klopsy z indyka z marchewką i porem. Wyszły nawet pieprzne, co zaprzecza teorii, jakoby dania uparowane były mdłe. Wystarczy tylko dodać odpowiednie zioła (soli się dopiero na talerzu). J. poprosił, żeby na jutro na obiad też były klopsy, co jest dla mnie największą nagrodą.
Wszystkim, którzy cenią zdrowe posiłki, a zarazem chcą oszczędzić czas przeznaczony na ich przygotowanie, polecam kupienie zestawu garnków do gotowania na parze. To nie musi być od razu parowar! Może sami znacie jakieś dobre przepisy na potrawy przyrządzone w ten sposób?
T. również pochwalił! :-)
no i, jak wiesz, ja najbardziej lubię gotować na parze żółtą fasolkę szparagową.