Uwielbiam kawę, uwielbiam rytuał związany z jej parzeniem i piciem (krótka chwila prywatnego smakowania) – niestety, musiałam ją odstawić (patrz: Kawa i migreny). Szukałam jakiegoś smacznego odpowiednika, najpierw sięgnęłam po kawę orkiszową i po jednym razie odstawiłam.
Wreszcie natrafiłam na kawę karobową Creta Carob (wiem, że jest także herbata z karobu, jeszcze nie piłam). Coś pysznego! Otrzymuje się ją ze zmielonych ziaren szarańczynu strąkowego lub – jak w tym wypadku – grubo zmielonych i palonych strąków karobu.

Wygląda jak kawa – ma mocny, ciemnobrązowy kolor. Pachnie dość słodko, bo jest naturalnie słodka (owoc karobu zawiera 70-90% węglowodanów). Od sposobu parzenia zależy jej ostateczny smak i intensywność. Sama parzę ją w kafetierce, co uważam za jeden z najprostszych sposobów na wydobycie aromatu z kawy (i kawopodobnych), gdy nie ma się ekspresu.
Jak parzyć kawę karobową?
- zalać wrzątkiem jak kawę rozpuszczalną (najszybszy sposób),
- zaparzyć w kafetierce, czyli specjalnym naczyniu do gotowania na kuchence (polecam),
- zaparzyć w ekspresie ciśnieniowym,
- gotować w rondelku na sposób grecki/turecki – podawać z fusami lub bez.

Moim zdaniem taka kawa pobudza perystaltykę jelit, jest lekko przeczyszczająca. Mówi się, że zawarty w karobie d-pinitol ma działanie insulinopodobne, przyspiesza metabolizm glukozy, dzięki czemu daje zastrzyk energii i zapobiega odkładaniu się tkanki tłuszczowej.
(W Warszawie produkty Creta Carob można kupić w sklepie Trawa na placu Grzybowskim).
Zobacz także:
Smacznego!