To była moja pierwsza przygoda z projektem Erasmus Plus (okaże się, czy ostatnia). Dość niespodziewanie koleżanka podesłała mi link do naboru na wyjazd do Portugalii, na północ kraju. W planie było kilkudniowe szkolenie pod kątem korzystania z natury w różnego rodzaju warsztatach, więc idealnie związane z tym, czym się zajmuję i co mnie pasjonuje.
Do wzięcia udziału w projekcie Erasmus Plus może zgłosić się każdy, kto jest pełnoletni. Nieważne, czy ma 18, czy 80 lat – może wysłać zgłoszenie do organizacji, która w danym kraju zajmuje się naborem. Projekty są międzynarodowe i skupiają osoby z różnych państw europejskich (należących do UE). Mój projekt w Polsce koordynowało Regionalne Centrum Wolontariatu w Kielcach, a przeprowadzała portugalska organizacja Inspira!

W projekcie Nature 101 – A tool for all the purposes brały udział osoby z dziewięciu państw Unii: Portugalii, Belgii, Rumunii, Estonii, Szwecji, Serbii, Polski, Francji i Włoch (po trzy z każdego).
Projekt Inspira!
Inspira! to portugalska organizacja pozarządowa, działająca w Chaves, gdzie odbywały się nasze warsztaty. Jej szefem jest Renato Gil, a nasze zajęcia prowadził też Antonio Trindade, na co dzień zajmujący się permakulturą.
>> Tu znajdziecie stronę Inspira! na Facebooku

Podczas kilku dni szkolenia nasza międzynarodowa grupa uczyła się, jak w praktyce wygląda edukacja pozaformalna i w jaki sposób możemy korzystać z przyrody do prowadzenia własnych zajęć na dowolny temat. Mieliśmy między innymi zajęcia w terenie. Na przykład w porzuconym na pastwę losu ogrodzie botanicznym (gdzie było też minizoo, zwierzęta zaopiekowane w minimalnym stopniu) szukaliśmy sposobu na przywrócenie miejscu świetności – moim pomysłem było przekazanie zwierząt w dobre ręce, uratowanie zaś parku mogłoby polegać na przerobienie go na park dla rowerzystów.

Z kolei całodzienna wycieczka do pobliskiego lasu obfitowała w bardzo praktyczne zadania, takie jak zbieranie nasion, które wykorzystywaliśmy do robienia bomb nasiennych (seed bombs). Oczyszczaliśmy też teren z akacji, która w Portugalii jest gatunkiem inwazyjnym i szkodliwym.

Wyjątkowym doświadczeniem było dla mnie poprowadzenie zajęć dla portugalskiej młodzieży w szkole w Chaves. W grupach wymyślaliśmy krótkie aktywności związane z konkretnym tematem (moja grupa skupiła się na równości). Dzięki temu poczułam, że mogę robić więcej ciekawszych warsztatów dla dzieci.
Co istotne, nasze spotkania z przyrodą w Chaves były zaplanowane pod takim kątem, abyśmy poznali rodzime i inwazyjne gatunki drzew. Służyły temu nie tylko odwiedziny w ogrodzie botanicznym czy dzień w lesie, ale także spacer wzdłuż rzeki Tâmegi, gdzie zbieraliśmy informacje o florze. Była to dla mnie duża przyjemność (choć na drzewach znam się niezbyt dobrze). Inspira! oznaczyła część drzew tabliczkami z nazwami gatunków.

Były jednak też minusy projektu. Pod koniec czułam, że moje zaangażowanie spada. Myślę, że szkolenie było za długie o jakieś dwa dni i zmęczyło mnie pod koniec, gdy najciekawsze było już za nami. Do tego dochodziła tęsknota za domem, poczucie samotności (nieuniknione w moim wypadku) i chyba coś, co można nazwać wypaleniem. Dużo przyjemności dawały mi w chwilach zwątpienia spacery po Chaves w wolnym czasie.

Jeśli kiedyś traficie do tego miasta na północy Portugalii, przy granicy z Hiszpanią, poświęćcie mu chwilę uwagi. Ma ciekawą historię i piękne miejsca do zobaczenia.

Chaves
Chaves leży na północy Portugalii, kilka kilometrów od granicy z Hiszpanią. Prowadzi tędy jeden ze szlaków do Santiago de Compostela.

To miasto leżące nad rzeką Tâmega może poszczycić się naprawdę długą historią. Starożytni Rzymianie założyli tu miejscowość Aquae Flaviae, czyli Wody Flawiusza, nazwaną od gorących źródeł, które są do dziś atrakcją miejscowości. Co ciekawe, od dawnej nazwy miasta pochodzi obecna nazwa jego mieszkańców, których nie nazwiemy Szawszańczykami, ale Flawianami.
Woda o leczniczych właściwościach wypływa tu z głębin wciąż gorąca (73°C). Można ją pić – kran jest ogólnodostępny – lub kąpać się w niej w specjalnych basenach (płatnych). Woda jest delikatnie gazowana i lekko fluoryzowana, zawiera też wapń, siarkę, potas, magnez, a jej pH to 6,83. Kiedy tylko odkryłam miejsce, gdzie można było nabierać ją sobie do własnych naczyń, przychodziłam codziennie z termosem i piłam z przyjemnością.
Chaves słynie nie tylko z wód termalnych. Rzymianie pozostawili po sobie piękny most (most Trajana), używany do dziś, słynny w tej części Europy. Jego zdjęcie widzicie na samej górze wpisu.
Co na pewno warto zobaczyć w Chaves? Miasto jest niewielkie i jeden dzień pewnie wystarczy, żeby obejść je spokojnie i zajrzeć w najciekawsze miejsca. Według mnie warto wdrapać się na wieżę należącą do dawnych fortyfikacji i spojrzeć na miasto z góry. To jedyna płatna rozrywka, na jaką się zdecydowałam w tym miejscu.

Poza tym bardzo polecam spacer wzdłuż Tâmegi. Niedaleko mostu Trajana znajduje się coś w rodzaju przejścia przez rzekę dla odważnych: filary bez mostu. Przeszłam przez nie z pewnymi obawami, bo choć rzeka nie jest głęboka, to filary są dość wysokie, a niektóre kamienie były średnio stabilne. Było to jednak ciekawe wyzwanie i nigdzie indziej nie widziałam takiego „mostu”.
Nad rzeką w pobliżu mostu Trajana znajduje się park, gdzie znajdziemy aleje platanów. Piękna kora tych drzew jest wyjątkowa, przypomina wzór moro. W Portugalii – przynajmniej w północnej części – spotykałam ich bardzo dużo.
W portugalskim mieście nie może oczywiście zabraknąć pięknych kościołów. Nie wszystkie są otwarte dla zwiedzających, czasem trzeba mieć szczęście, żeby do któregoś zajrzeć. Zobaczyłam ich sporo, w Chaves jest co najmniej kilka świątyń, które warto odwiedzić. Jeśli jednak nie macie czasu na zwiedzanie, mogę polecić jeden kościół (widoczny na zdjęciu z widokiem z wieży). To kościół Santa Maria Maior znajdujący się w środku miasta, przy ratuszu. Jego początki sięgają XII wieku.
Spacerowanie uliczkami Chaves, zwłaszcza w jego najstarszej części, jest przyjemne i, o ile nie pada, umożliwia nam podziwianie kolorowych kamieniczek. Zauważyłam jednak, że bardzo wiele domów jest porzuconych. Malowniczo niszczeją tuż obok tych zadbanych i zamieszkanych. Myślę, że utrzymanie takiej kamienicy jest bardzo kosztowne, nie sądziłam jednak, że napotkam aż tyle pustych domów.

Porto
Mogłabym zrobić z tego osobny wpis, ale zwiedzanie Porto (w którym podczas wyjazdu byłam trzy razy: na początku, w środku – żeby zagłosować – i na końcu) było integralną częścią mojej przygody. Miałam zmienne szczęście do pogody, w Porto bardzo często pada – ale przynajmniej podczas mojego pobytu nie wiało, jak to podobno ma w zwyczaju.
Porto to drugie co do wielkości miasto w Portugalii, słynące z win, pięknych zabudowań, mostów oraz oczywiście drużyny piłkarskiej FC Porto. Żeby zobaczyć najważniejsze miejsca, wystarczą dwa lub trzy dość intensywne dni. Do najważniejszych miejsc można dojść na piechotę z centrum (którym możemy nazwać okolice dworca São Bento). Sama nie zobaczyłam wszystkiego, co polecały przewodniki, jednak myślę, że zobaczyłam naprawdę dużo. Co mogę polecić?
Katedra Sé
To był pierwszy z kilkunastu kościołów w Portugalii, który zwiedziłam (wstęp płatny). Później znacznie mi to zbrzydło, ale Sé jest wyjątkowa. Znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO i jeśli macie odwiedzić jeden jedyny kościół w Porto, to niech to będzie Sé.

Katedra została zbudowana w XII wieku i miała być świątynią-fortecą. Kiedy wejdziemy do kościoła, trudno nie dostrzec surowości budowli, która dopiero w kolejnych wiekach zyskiwała zdobienia.

W krużgankach można podziwiać XVIII-wieczne malowidła na kafelkach (azulejos).

Zwiedzanie katedry warto zacząć od wejścia na wieżę, skąd rozpościera się piękny widok na Porto, w tym most Ludwika I. Poza tym do zobaczenia jest oczywiście sam kościół i dziedziniec z krużgankami.
Most Dom Luís I
Łączy Porto z Vila Nova de Gaia, miejscowością leżącą po drugiej stronie rzeki Douro. Został wybudowany w 1886 roku przez firmę Gustava Eiffla.

Most jest dwukondygnacyjny, możemy przejść się górną lub dolną kładką. Żeby dostać się na górę znad rzeki, trzeba pokonać spore wzniesienie. Zdecydowanie warto.

Górną częścią mostu kursuje metro. Po obu stronach rzeki znajdziemy restauracje i knajpki z typowo portugalskimi daniami, choć mnie udało się najeść wegetariańsko i bezglutenowo (co jest dalekie od portugalskich zwyczajów kulinarnych).
Muzeum Nacional de Soares dos Reis
Chodzenie po muzeach może wydawać się nudne, ale ja naprawdę to lubię. Zwłaszcza gdy są to muzea w starym stylu, gdzie mamy dostęp do sztuki.

Muzeum Nacional de Soares dos Reis jest obecnie w remoncie i część wystawy poświęcona rzeźbie była zamknięta dla zwiedzających. Dostępne są m.in. galerie malarstwa XIX i XX wieku, sztuk dekoracyjnych i biżuterii oraz wystawa czasowa.

Muzeum mieści się w pałacu Carrancas, zbudowanym pod koniec XVIII wieku. Wnętrza budynku są przepiękne i zasługują na uwagę podczas zwiedzania.

Ogrody Kryształowego Pałacu (Jardins de Palácio de Cristal)
O tych ogrodach słyszałam zacne rzeczy, niestety zwiedzałam je w deszczu i zobaczyłam pewnie wycinek całego parku, który przypomina nieco nasze warszawskie Łazienki.

Wielką zaletą ogrodów są widoki na rzekę i mosty. O ile widoczność jest dobra.

Po ogrodach przechadzają się pawie, kaczki, gęsi i kury. Gdyby pogoda była lepsza, z pewnością doceniłabym spacer wśród zieleni i ptaków.

Muzeum Tramwajów Elektrycznych
Choć wstęp do tego muzeum jest drogi (8 euro, chyba że ma się bilet na tramwaj, wtedy 30% taniej), bardzo chciałam zobaczyć, co zawiera.

W muzeum możemy podziwiać historię tramwajów w Porto na przykładzie prawdziwych pojazdów, stojących w wielkiej hali. Początki tej historii to pierwsza połowa XIX wieku.

Zabytkowe tramwaje wciąż jeżdżą po Porto (trzy linie). Jedną z nich można dojechać nad ocean.
Tramwajem nad ocean
Żeby dostać się nad ocean, trzeba dojechać do dzielnicy Foz do Douro. Można to zrobić np. rowerem lub zabytkowym tramwajem (linia 1).

W Foz do Douro można pospacerować sobie nad zimnym oceanem, którego ogromne fale zrobiły na mnie wrażenie. Nie zobaczyłam wiele (a można przejść się na przykład piękną promenadą), samo zamoczenie nóg w wodzie było dla mnie dużym przeżyciem. Gdybym miała więcej czasu, z pewnością odwiedziłabym niedalekie Muzeum Sztuki Współczesnej.

Winiarnie w Vila Nova de Gaia
To już właściwie nie jest Porto, a inne miasto, leżące po drugiej stronie rzeki Douro. Pojechałam tam z okazji głosowania w polskim konsulacie, gdzie zostałam zaproszona na zwiedzanie winiarni i degustację.

Myślę, że którąkolwiek winiarnię odwiedzicie, dowiecie się tego samego. Na pewno znawcy win powiedzą, że porto może być lepsze lub gorsze. Dla mnie liczyła się dobra zabawa z degustacją.
Księgarnia Lello
Ostatnią godną uwagi miejscówką może być księgarnia słynąca z tego, że swoim wyglądem zainspirowała autorkę serii o Harrym Potterze do odtworzenia miejsca w powieści w postaci gmachu szkoły (wybaczcie – nie czytałam serii, więc nie wiem, jak duża jest ta inspiracja).

Księgarnia jest piękna, ale czy rzeczywiście aż tak, żeby stać do niej w kolejce? Cóż, swoje odstałam, zapłaciłam 5 euro za wstęp (voucher na późniejsze zakupy) i obejrzałam kultowe miejsce. Księgarnia uznawana jest za jedną z najpiękniejszych na świecie, więc każdy, kto kocha książki, powinien ją poznać.

Z powodu tłumów bardzo trudno jest zrobić w księgarni sensowne zdjęcie, ja właściwie nie mam żadnego dobrego.
Uwaga na… pluskwy
Nie przypuszczałam, że podczas podróży spotkam pluskwy. Stało się to podczas nocowania w hostelu w Porto, pod koniec naszego pobytu w Portugalii. Pogryzły mnie i moją współtowarzyszkę dotkliwie, ale najbardziej obawiałam się przywiezienia ich do Polski. Nie życzę nikomu pogryzienia przez robactwo. Wiem już, że każdy nocleg w nowym miejscu będę zaczynała od dokładnego obejrzenia łóżka…

Jestem ciekawa, czy znacie projekty Erasmus Plus? A może znacie dobrze Porto? Napiszcie o swoich wrażeniach. Moje są wciąż mieszane (może to przez te pluskwy). Z pewnością było to bardzo bogate doświadczenie.
Wow, sporo tego ale jak widać Twój wyjazd obfitował w treść, nowe znajomości i przepiękne wspomnienia z miejsc, które było dane Ci zobaczyc. Jak to bywa podróże kształcą i jak widać ten wyjazd miał swoje dobre i złe strony, na pewno wielki bagaż doświadczenia jest w tym wszystkim najcenniejszy. Porto wciąż na naszej liście, często są dość dobre ceny biletów lotniczych z mojego pobliskiego lotniska, więc pewnie wybierzemy się prędzej czy później
Nawet nie wiedziałam, że Erasmus ma także wymiany dla dorosłych nie będących studentami. To naprawdę świetna sprawa. Nie dość, że można się dowiedzieć czegoś ciekawego to jeszcze spędzić czas w innym kraju. Piękne doświadczenie.
Jak tak czytam Twoje podsumowanie wyjazdu, to widzę, że postów kształcą (ale tych wykształconych). Oby więcej osób jak już podróżuje miało podobne podejście jak Ty :)
Z perspektywy czasu żałuję, że nie skorzystałam z Erasmusa na studiach…. To naprawdę genialna sprawa