Od dawna śledzę temat filtrów przeciwsłonecznych i używam tych, które uważam za najbardziej bezpieczne. Czytam badania i śledzę, jakie wątpliwości pojawiają się w związku z pewnymi składnikami. Właśnie ukazał się tegoroczny raport wydany przez Environmental Working Group dotyczący blokerów słonecznych. Przeczytaj, co według informacji zebranych przeze mnie powinno się wiedzieć, zanim posmarujesz dziecko lub siebie kremem od słońca.
Nie jestem dermatologiem, poniższy tekst to zbiór informacji zebranych na podstawie profesjonalnych publikacji. Ma on charakter subiektywnego podsumowania zebranej wiedzy i nie zastąpi porady specjalisty.
Co roku, gdy w Polsce słońce zaczyna przygrzewać dłużej i mocniej, obserwuję duże poruszenie w internecie – jakie filtry kupić dziecku, jakie sobie? Na podstawie dłuższego wyszukiwania sprawdzonych informacji sporządziłam listę tych najważniejszych, którymi kieruję się podczas wyboru kosmetyku ochronnego. Jeśli jakaś informacja jest kontrowersyjna, oznaczyłam to wyraźnie.
Słońce nie jest wrogiem…
A przynajmniej dopóki zachowujemy się rozsądnie i nie przesadzamy z opalaniem. Światło słoneczne jest nam potrzebne z wielu względów i całkowite blokowanie jego działania na nasz organizm może mieć skutki odwrotne do oczekiwanych.
Osoby mające wyjątkowo wrażliwą, jasną skórę, która reaguje na słońce wręcz alergicznie, powinny jednak zachowywać jak największą ostrożność przy ekspozycji na promienie słoneczne, a nawet jej unikać. Największe promieniowanie UV ma miejsce między godziną 10:00 a 15:00 – warto to zapamiętać. Wtedy przez atmosferę przedostaje się najwięcej promieniowania UVA i UVB. Pierwsze z nich działa destrukcyjnie na skórę – wytwarza wolne rodniki, uszkadza włókna kolagenowe – powoduje starzenie się skóry, powstawanie zmarszczek. Promieniowanie UVB, choć w dużych dawkach powoduje oparzenia, sprawia, że nasz organizm wytwarza najbardziej naturalną, najlepiej przyswajalną witaminę D, potrzebną do naszego zdrowego funkcjonowania i dobrego samopoczucia. Jednocześnie oba rodzaje promieniowania są powiązane ze zwiększaniem ryzyka raka skóry.
Uznaje się, że rozwój czerniaka jest związany z obciążeniem rodzinnym, korzystaniem z solarium, liczbą znamion na ciele, piegami, jasną karnacją, promieniowaniem UV oraz poważnymi oparzeniami słonecznymi, szczególnie w dzieciństwie. Nie na wszystko mamy wpływ.
Amerykańskie i australijskie badania z ostatnich 25 lat nad genezą czerniaka dały czasem zupełnie sprzeczne wnioski, natomiast z pewnością zaobserwowano, że osoby regularnie przebywające na powietrzu są mniej narażone na raka skóry niż te, które większość czasu przebywają w pomieszczeniach zamkniętych. Być może jest to zasługa stałego dostarczania organizmowi witaminy D, mającej działanie przeciwzapalne i przeciwnowotworowe.
Regularna ekspozycja na słońce stanowi istotne endogenne źródło witaminy D. Należy jednak zaznaczyć, że powszechne dziś stosowanie kremów z filtrami przeciwsłonecznymi może redukować wydajność syntezy skórnej pod wpływem promieniowania UVB nawet o 90%. W naszej strefie geograficznej synteza skórna zachodzi od kwietnia do września, przy zapewnieniu min. 15-minutowej ekspozycji na słońce 18% powierzchni ciała (odsłonięte przedramiona i częściowo nogi) w godzinach 10–15, bez stosowania filtrów ochronnych. Natomiast od października do marca synteza skórna praktycznie nie zachodzi. Bardzo ważne jest wyważenie pomiędzy korzyściami wynikającymi z ekspozycji na słońce, która to, przynajmniej w okresie letnim, zabezpiecza odpowiedni stan zaopatrzenia w witaminę D, a ryzykiem wystąpienia raka skóry. Aktualnie u niemowląt <6 m.ż. bezpośrednia ekspozycja na słońce nie jest zalecana. LINK
AZS a słońce?
Są przesłanki mówiące o korzystnym wpływie promieni słonecznych na skórę z atopowym zapaleniem, co jest łączone m.in. z wytwarzaniem się naturalnej witaminy D. Nasi synowie rzeczywiście reagują na słońce poprawą stanu skóry, ale nie jest to regułą dla wszystkich. Spotykam się również z opisami przypadków, że u dzieci z objawami alergii na skórze promieniowanie UV raczej zaostrzyło zmiany. W takim wypadku lepiej chronić dziecko przed promieniami słonecznymi. Jeśli jednak dłuższa ekspozycja na słońce jest nieunikniona, zalecane jest zastosowanie filtra o wysokim współczynniku SPF.
Warto pamiętać, że niektóre kosmetyki z filtrem mogą zawierać składniki drażniące dla alergików. Nie zapominajmy, że przebywanie na silnym słońcu wpływa na pocenie się, a pot wzmaga objawy AZS.
Solarium uznane za czynnik podwyższający ryzyko czerniaka
W Stanach Zjednoczonych opalanie się w kabinach zostało oficjalnie uznane za mniej bezpieczne niż dotychczas sądzono – Międzynarodowa Agencja Badania Raka uznała, że korzystanie z solarium przed 30. rokiem życia zwiększa ryzyko czerniaka o 75%!
W książce Jerzego Zięby znajdziemy poradę, aby korzystać z solarium – krótko, przez 3–4 minuty – ponieważ taka dawka wpływa pozytywnie na naszą skórę. Według mnie ta rada jest nieco lekkomyślna: „sztuczne” opalanie powinno być skonsultowane z dermatologiem i jeśli już czujemy potrzebę wydawania pieniędzy na solarium, powinniśmy rozumieć, że jest to tak samo kancerogenne naświetlanie, jak prawdziwym słońcem.
Nie polegaj na filtrach przeciwsłonecznych
Cokolwiek napiszą producenci kosmetyków blokujących promieniowanie ultrafioletowe, żaden filtr przeciwsłoneczny nie powinien zwalniać nas z czujności, zwłaszcza w wypadku dbania o bezpieczeństwo dzieci.
Nie ma dowodów na to, że filtry przeciwsłoneczne chronią przed czerniakiem. Ten zaskakujący fakt to żadna tajemnica, przypomina o tym raport EWG, w którym przeczytamy:
Every major public health authority – FDA, the National Cancer Institute and the International Agency for Research on Cancer – has concluded that the available data do not support the assertion that sunscreens alone reduce the rate of skin cancer (FDA 2011a, IARC 2001b, NCI 2011).
[Najważniejsze instytucje zajmujące się zdrowiem publicznym – FDA, Narodowy Instytut Raka i Międzynarodowa Agencja Badań nad Rakiem – przyznały, że dostępne dane nie potwierdzają, że filtry przeciwsłoneczne same zmniejszają ryzyko raka skóry].
Co ciekawe, według amerykańskich badań i obserwacji czerniak zazwyczaj pojawia się w miejscach, które nie są najczęściej wystawiane na słońce. Poza tym zauważono pewną zależność – osoby stosujące filtry przeciwsłoneczne częściej polegały głównie na tym sposobie blokowania promieni UV i częściej ulegały poparzeniom niż ci, którzy decydowali się na tradycyjne metody, takie jak noszenie czapek i zasłaniających ubrań.
Wniosek? Osoby polegające głównie na filtrach przeciwsłonecznych częściej podejmują ryzykowne zachowania w postaci długiej ekspozycji na promienie słoneczne. Być może za bardzo sugerują się tym, co producenci kosmetyków piszą na opakowaniach.
UVA ważniejsze od UVB?
Oba rodzaje promieniowania mogą powodować uszkodzenie skóry i modyfikację DNA. Jednak to UVA wydaje się groźniejsze ze względu na głębsze wnikanie w skórę, ale opóźnione efekty działania. EWG zwraca uwagę, że producenci kremów przeciwsłonecznych piszą przede wszystkim o SPF UVB, tymczasem to promieniowanie ma również korzystne działanie na nasz organizm (wytwarzanie witaminy D), w przeciwieństwie do niszczycielskiego UVA, które nie daje tak natychmiastowych efektów swojego działania, jak UVB (które opala), i tym bardziej jest niebezpieczne.
Filtr słoneczny powinien chronić w podobnym stopniu przed UVA, jak i UVB. W teorii liczba SPF oznacza, ile razy dłużej możemy bezpiecznie przebywać na słońcu, jeśli zastosujemy dany filtr (co jednak jest zależne od wielu czynników). Zwracajcie uwagę, co jest napisane na opakowaniu Waszego kremu do opalania: powinna być informacja, że SPF dotyczy zarówno UVA, jak i UVB, i ochrona powinna być taka sama.
SPF więcej niż 50 nie ma sensu
W swoim raporcie EWG zwraca uwagę, że coraz bardziej popularne są filtry o mocnym SPF UVB – powyżej 50. Mogą nawet osiągać wartość 100. Co to oznacza? Że użytkownik czuje się bezpieczny podczas kąpieli słonecznej, tymczasem nie jest świadomy, że ochrona UVA może być znacznie niższa.
Wg EWG nie ma sensu kupować filtrów z SPF powyżej 50, ponieważ ochrona przeciwsłoneczna nie różni się znacznie od SPF 50. Uważa się, że prawidłowo zastosowany filtr o SPF 30–50 daje wystarczającą ochronę nawet osobom o skórze wrażliwej. Dodatkowo badania wykazały rozbieżność między deklarowaną a faktyczną ochroną przy wysokim SPF (co może być zależne m.in. od grubości warstwy nałożonego kremu). Jeszcze jeden argument przeciw to zwiększenie ilości substancji chemicznych w takich filtrach, co może mieć znaczenie jeśli chodzi o szkodliwe działanie na skórę samego kosmetyku. Więcej na ten temat przeczytacie tutaj.
Filtry chemiczne, mineralne i naturalne
W kremach przeciwsłonecznych stosuje się dwa główne rodzaje filtrów: chemiczne i mineralne.
Filtry mineralne
Jeśli używamy kosmetyków naturalnych, ekologicznych – filtry będą przede wszystkim mineralne, ze wspomaganiem słabych filtrów naturalnych, obecnych w olejach roślinnych. Takimi filtrami mineralnymi, dopuszczonymi w kosmetykach naturalnych i ekologicznych są:
- dwutlenek tytanu (titanium dioxide) w postaci rutylu,
- tlenek cynku (zinc oxide).
Ich działanie polega na odbijaniu promieni słonecznych lub absorbowaniu i zamienianiu w ciepło (są półprzewodnikami). EWG wysoko ceni filtry mineralne – są stabilne, chronią również przed UVA (tlenek cynku lepiej). Ich obecność tylko częściowo chroni przed promieniami UVA i UVB, dlatego kosmetyki ekologiczne zawierają jeszcze sporo innych składników (np. krzemionka – hydrated silica), które w połączeniu dają pożądany efekt SPF.
Od pewnego czasu w składach niektórych kremów przeciwsłonecznych znalazły się filtry mineralne w postaci nanocząsteczek (nano). Wzbudzają one pewne kontrowersje, ponieważ badanie na myszach pokazało, że nanocząsteczki mogą przenikać do żywej warstwy skóry – badania na ludziach nie potwierdziły jednak zagrożenia (człowiek ma jednak grubszą skórę od myszy…).
Sadrieh i wsp., eksperci Amerykańskiej Organizacji do Spraw Żywności i Leków (Food and Drug Administration – FDA), badali nanocząstki ditlenku tytanu w kierunku wchłaniania przez skórę na modelu skóry świńskiej, najbardziej zbliżonej do skóry ludzkiej. Autorzy zaobserwowali, że większość cząstek aplikowanych na skórę jest deponowana w warstwie rogowej naskórka bez penetrowania do wewnątrz. Nie wykryto cząstek TiO2 w organizmie (m.in. w wątrobie) nawet po powtórnej aplikacji i wydłużonym czasie ekspozycji. Eksperci FDA sugerują więc, że istnieje mała szansa wchłaniania się ditlenku tytanu przez skórę. Monteiro-Riviere i wsp. badali możliwość wchłaniania się ditlenku tytanu przez uszkodzoną skórę po oparzeniach słonecznych. Zaobserwowano niewielki wzrost penetracji TiO2 do górnej warstwy nabłonka, jednak bez oznak wchłaniania.
Anna Maria Świdwińska-Gajewska, Sławomir Czerczak, „Nanocząstki ditlenku tytanu – działanie biologiczne”, 2014
Zaleta nanocząsteczek polega na tym, że nie pozostają na skórze w postaci białej, niewchłoniętej warstwy, dają też wyższą ochronę przed UVB. Ich wadą jest mniejsza ochrona przed UVA. Mają też szkodliwe działanie, jeśli są w postaci proszku i dostaną się do dróg oddechowych – to jednak dotyczy raczej kosmetyków kolorowych i w sprayu. Nieznany jest wpływ nanocząsteczek filtrów mineralnych na środowisko, kiedy dostaną się np. do wód, natomiast wiadomo, że spożyte mogą spowodować uszkodzenia np. płodu (badanie na zwierzętach).
Jednym słowem – kontrowersje wokół nanocząsteczek w filtrach przeciwsłonecznych są raczej wyolbrzymiane, ale prawdopodobnie dopiero kolejne badania rozwieją wszelkie wątpliwości.
Więcej na temat kontrowersyjnych nanocząsteczek przeczytacie tutaj: EWG i „Medycyna Pracy”.
Filtry chemiczne
Przed UVA chronią m.in.: Przed UVA i UVB chronią m.in.:
Ich działanie polega na absorbowaniu promieni UV. Przenikają w głąb naskórka, przez co mają sporą rzeszę przeciwników. Niektóre z nich mogą zachowywać się jak hormony lub wpływać na gospodarkę hormonalną organizmu.
EWG radzi, aby wystrzegać się kilku składników, które mogą przedostawać się do organizmu i mieć szkodliwe działanie (badania wskazują np. na przenikanie substancji zawartych w filtrach do ludzkiej krwi, moczu czy mleka).
Niskie ryzyko niosą ze sobą avobenzone i mexoryl SX.
Nieaktywne składniki – na co zwracać uwagę?
Kosmetyki z filtrem zawierają zwykle kilkadziesiąt składników, i to od przeczytania INCI powinniśmy zacząć zainteresowanie jakimkolwiek produktem.
Sama nie kupuję i nie stosuję kosmetyków – również od słońca – które zawierają m.in. PEG-i, PPG-i, parabeny. Warto zapoznać się z kilkoma informacjami, które mogą pomóc w wyborze kosmetyku lub przeciwnie, zupełnie namieszać nam w głowie…
Palmitynian retinylu (witamina A) (nie dotyczy europejskich produktów)
EWG na podstawie międzynarodowych badań zaleca, aby unikać filtrów słonecznych zawierających witaminę A w tej postaci. Palmitynian retinylu (retinyl palmitate) może przyczyniać się do przyspieszenia rozwoju groźnych zmian skórnych pod wpływem ekspozycji na światło słoneczne. Na szczęście europejskie filtry przeciwsłoneczne nie zawierają tego składnika (aczkolwiek zawsze trzeba przeczytać skład kosmetyku przed jego kupieniem!).
MI
Methylisothiazolinone (MI) jest jednym ze składników filtrów przeciwsłonecznych, który nie ma działania przeciwsłonecznego (tzw. składnik nieaktywny). W 2013 roku w Stanach Zjednoczonych został uznany za alergen, wywołujący podrażnienia skóry.
Aluminium
Glin jest dodawany do kremów przeciwsłonecznych zawierających dwutlenek tytanu, aby zapobiegać zbrylaniu się titanium dioxide w kosmetyku.
Badania z 2007 roku poddały w wątpliwość, czy używanie glinu w blokerach słonecznych jest do końca bezpieczne, ponieważ aluminium jest pro-utleniaczem (może zwiększać ryzyko uszkodzeń skóry związane z działaniem reaktywnych form tlenu, powstających podczas opalania z filtrami). Naukowcy nie udowodnili jednak, że nasza skóra nie radzi sobie z neutralizacją szkodliwego działania. Wniosek – składnik kontrowersyjny, obecny prawdopodobnie w większości filtrów słonecznych opartych na dwutlenku tytanu. Nie kijem go, to pałką.
Więcej na temat badań nad aluminium w filtrach przeciwsłonecznych tutaj.
Moim zdaniem
Spamiętanie wszystkich tych informacji i przekopywanie się przez setki stron internetowych z danymi na temat filtrów przeciwsłonecznych może dać nam głównie poczucie zagubienia. Dlatego powiem Wam, czym kieruję się sama, gdy chodzi o ochronę przeciwsłoneczną dla mojej rodziny.
- Nie unikam słońca, unikam nadmiernej ekspozycji:
- jeśli wiem, że spędzę na powietrzu więcej czasu niż godzinę, a słońce jest ostre, wybieram raczej cień i zasłaniam ciało ubraniem (pamiętajcie, że promienie słoneczne przenikają przez ubranie – im ciemniejszy kolor tkaniny, tym więcej zatrzymanych promieni);
- dzieci do 3. roku życia chroniłam przed ekspozycją na słońce – jeśli to było trudne do uniknięcia (na plaży), wybierałam certyfikowany filtr mineralny SPF 30;
- słońce jest nam potrzebne, dlatego kremów z filtrem używam kilkanaście razy do roku, kiedy wiem, że spędzę na ostrym słońcu dłużej niż godzinę.
- Nie ufam filtrom w 100% – wiem, że jest to czynnik zmniejszający ryzyko raka, ale nigdy nie mogę mieć pewności, że nic mi nie będzie.
- Wybieram wyłącznie certyfikowane, ekologiczne kremy z filtrami mineralnymi, bez nanocząsteczek – na wszelki wypadek. Filtry, które mogę polecić, ponieważ ich producenci odpowiedzieli mi na wszystkie ważne pytania (kolejność alfabetyczna):
- Alphanova (kupisz np. tu, tu i tu),
- Anthyllis (kupisz tu). Te filtry zawierają aluminium, jest to więc swego rodzaju kompromis – są za to pozbawione innych szkodliwych lub kontrowersyjnych składników. O konkretnych filtrach napiszę wkrótce.
- Zawsze czytam skład kosmetyków – jeśli czegoś nie rozumiem, szukam informacji na EWG.
- Nie wierzę w naturalne filtry naturalne w postaci olejów roślinnych:
- brak wystarczająco dokładnych danych na temat skuteczności np. oleju z pestek malin (przypisuje się mu SPF 28–50);
- dopóki rzetelne badania nie wykażą, że takie oleje skutecznie ochronią zarówno przed UVA, jaki i UVB, nie będę brała ich pod uwagę;
- przekonałam się już, że olej z nasion marchwi nie jest wystarczającym zabezpieczeniem przed słońcem.

Jeśli jesteście ciekawi trochę innego spojrzenia na ochronę przeciwsłoneczną, zajrzycie na blog Sroki:
Wybrana bibliografia:
- https://www.ewg.org/sunscreen/
- http://www.ewg.org/2015sunscreen/report/nanoparticles-in-sunscreen/
- http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3423755/
- http://pubs.rsc.org/en/content/articlelanding/2010/pp/b9pp00180h#!divAbstract
- „Polskie zalecenia dotyczące profilaktyki niedoborów witaminy D – 2009”
Bardzo przydatny tekst:) Tylko moje zdziwienie wzbudziło używanie kremów z filtrem zaledwie kilkanaście w roku. Ja mam wrażenie, że latem codziennie spędzamy na mniejszym lub większym słońcu dłużej niż godzinę, co daje prawie 3 miesiące stosowania kremu z filtrem. Oczywiście unikam przebywania na słońcu między 11 a 15, jednak poprzedniego lata większość dni była upalna i bardzo słoneczna – miałam wrażenie, że przed 11 i po 1516 słońce było na tyle silne, że przebywanie na nim wymagało użycia filtra. A nie chciałam siebie i dziecka zamykać w domu na większość dnia, nie zawsze dało się też przez cały dzień być w cieniu ;)
My jesteśmy biurowe mieszczuchy, więc po pierwsze, mało się rozbieramy, a po drugie mało mamy okazji, nawet w lecie, żeby jakoś dłużej się opalać.
Słońce dosięga nas na działce i podczas wyjazdów, a przecież nie zawsze pogoda jest słoneczna.
My, dorośli, jeździmy na rowerach cały rok i dzięki temu przyzwyczajamy się do słońca, bez używania kremów. Chyba że to jakaś dłuższa wyprawa :)
Wiem, że są osoby, które smarują się cały rok i uważają, że skoro UVA przenikają przez szyby, ubrania itp., to trzeba być zawsze posmarowanym. Ja jednak uważam, że więcej pożytku jest z unikania bezpośredniego słońca i kremów :)
Zanim zaczęłam używać olejki YL miałam straszne uczulenie od słońca i w ciągu tych wszystkich lat mojego opalania się na słońcu, w końcu wcale nie mogłam wyjść słońce bo natychmiast robiły mi się bąble. Gdy jeszcze mogłam się opalać to co najwyżej 2 godziny. Obecnie – używając olejki – nie mam żadnego uczulenia od słońca, nie używam żadnych filtrów, znikają mi piegi, których kiedyś nigdy nie miałam (działanie toksyn i chemii) a w poprzednim roku byłam 6 godzin na słońcu – byłabym dłużej gdyby nie to, że trzeba było jechać do domu…
Powołuje się Pani na EWG, nie tłumacząc czym to jest, jeśli chodzi tu o The Environmental Working Group to jest to amerykański twór, który niestety nie bierze pod uwagę europejskiego prawa. Na terenie Unii Europejskiej nie produkuje się kosmetyków z filtrem słonecznym SPF 100, a fakt, że ludzie mogą czuć się zbyt pewnie został właśnie w ten sposób ograniczony i przepisy unijne regulują to w ten sposób, że SPF 100 może być oznaczony tylko jako SPF 50+, co ma oznaczać zawsze przynajmniej SPF60, więc mamy pewność kupując taki kosmetyk, że nie płacimy więcej po to, żeby mieć SPF51 na przykład. Więc tutaj akurat się nie zgodzę, że między SPF 30 i 50 a 50+ nie ma różnicy, dla osób z bardzo bladą karnacją zalecane są kosmetyki z jak najwyższym filtrem, więc zastosowanie 30 lub zastosowanie 50+, który ma filtr czasem bliski 100 daje moim zdaniem bardzo dużą różnicę. Tak samo słowa blocker nie stosuje się w Uni. Rozumiem, że może mieć Pani czytelników z całego świata, ale przypuszczam, że jednak większość jest z Polski, dlatego powoływanie się głównie na amerykańskie źródła może wprowadzać ich w błąd. Natomiast pisanie przez producentów o ochronie UVB, a nie UVA nie jest ich kaprysem tylko regulacją unijną, dlatego, że najłatwiej zbadać jak wysoki filtr ma dany kosmetyk, bo UVB powoduje rumień i można w miarę łatwo sprawdzić po jakim czasie po zastosowaniu filtra pojawi się rumień i porównać to z czasem po jakim pojawia się rumień bez zastosowania filtra. Moim zdaniem warto stosować filtry nie tylko dlatego, że promienie słoneczne może powodują, a może nie powodują raka, al również powodują poparzenia (w szczególności u dzieci) i starzenie się skóry.
Wręcz przeciwnie. W raporcie EWG pojawia się właśnie porównanie z europejskim prawem i informacja o bardziej restrykcyjnych przepisach (polecam lekturę raportu). EWG jest bardzo czujne i często opinia tej instytucji na temat substancji spożywczej czy składnika w kosmetyku jest znacznie surowsza niż Komisji Europejskiej.
SPF 30 i 50 różni się, choćby tym, że teoretycznie jeden filtr „pozwala” być 30 razy dłużej na słońcu, a drugi 50 razy. Tylko że żaden z nich nie powinien być traktowany jako pełna ochrona. Tym bardziej SPF 50+. Według mnie osoby ze skórą bardzo wrażliwą na słońce powinny przede wszystkim go unikać. Jeśli się nie da, bo np. ktoś lubi jeździć na rowerze albo biega, wtedy filtr trzeba dobrać indywidualnie.
Z tym podawaniem ochrony przed UVA i UVB nie zgodzę się zupełnie. Oba rodzaje promieniowania są bardzo groźne i to właśnie UVA przyspiesza starzenie się skóry. To, że tego nie widać od razu, nie znaczy, że jesteśmy bezpieczni.
To mnie Pani w ogóle nie zrozumiała, ja powiedziałem tylko dlaczego podawany jest stopień ochrony przed promieniowaniem UVB, a nie jest podawany stopień przed promieniowaniem UVA. Bo każdy znany mi kosmetyk na słońce (oczywiście nie znam wszystkich), chroni przed jednym i przed drugim promieniowaniem, ale współczynnik SPF mówi o ochronie przed UVB w stopniu który przynajmniej mniej więcej da się łatwo zmierzyć, bo skutki tego promieniowania są widoczne. Nie chodziło mi o to, że podaje się tylko stopień ochrony przed UVB, bo UVA jest mniej ważne po nie powoduje widocznych skutków. To przepisy regulują sposób oznaczeń, czyli SPF mówi nam o faktorze UVB, ale nie dlatego, że producenci tak sobie wymyślili, to przepisy regulują. A ochrona przed UVA jest oczywiście bardzo istotna, ale trudniej zmierzyć stopień ochrony przed tym promieniowaniem i dlatego może się komuś wydawać, że producenci sobie piszą o ochronie UVB, a UVA pomijają.
Zrozumiałam, tylko chciałam podkreślić, że to, że coś jest trudne, nie oznacza, że niemożliwe. A EWG w raporcie pisze o tym, że informowanie o ochronie UVA powinno być obowiązkowe – i ja się z tym zgadzam – bo promienie UVA są tak samo szkodliwe jak UVB, ale są bardziej podstępne – tym bardziej powinniśmy wiedzieć, jaką ochronę UVA daje kosmetyk!
Witam jestem za przebywaniem rosądnym za słoncu i nie smażeniem się na plazy jesli cały dzień i caly rok przebywamy w biurze. Uważam ze filtry są bardzo szkodliwe i nie chornia przed rakiem . Słonce tez nie jest rakotwórcze inaczej czerniak byłby bardziej rozpowszeczniony u osób stale przebywających na dworze czyli rolnicy budowlańcy – tak nie jest . Na czerniaka najczęściej chorują osoby które nadużywają kosmetyków np. aktorzy . Wniosek nie słoncze a flitry są niebezpieczne.
Chętnie poczytam statystyki, kto ma większe ryzyko zapadalności na czerniaka. Zdaje się, że to bardziej złożona sprawa.