Czy rozrywka może być nieetyczna albo etyczna? Zakładam, że dla większości czytelniczek i czytelników Organicznych odpowiedź na to pytania jest prosta. Przecież nie chodzimy do cyrku, a nawet podpisujemy petycje do samorządowców o zaprzestanie wynajmowania miejskiej przestrzeni firmom wykorzystującym podczas swoich pokazów zwierzęta. Pilnujemy etyczności zabawek, jakie kupujemy dzieciom, zwracając uwagę na kwestie ekologii, a może nawet praw pracowniczych w fabrykach.
Niektórzy z was być może zareagowali oburzeniem na pojawienie się w ramówce pewnej dość popularnej telewizji nowej interpretacji white man’s burden w wykonaniu Dominiki „Tato, wezmę od ciebie wszystkie cuda, które mi dałeś” Kulczyk. Idę jednak o zakład, że przytłaczająca większość z was nigdy nie miała tego typu rozkmin w odniesieniu do szarej strefy współczesnej rozrywki, tej skierowanej do dorosłych odbiorczyń i odbiorców – pornografii. Dlaczego?
Wydaje się, że winę za taki stan rzeczy ponoszą dwa główne czynniki. Pierwszy to zapewniana przez internet powszechna dostępność darmowych treści dla dorosłych (notabene, dość popularna legenda miejska głosi, że 90% procent internetu to pornografia; prawda jest trochę mniej spektakularna – według ostrożnych szacunków ekspertów tylko około 10%). Dla całych pokoleń użytkowniczek i użytkowników internetu, od pokolenia nazywanego w Polsce „dziećmi Neostrady” wzwyż, internetowa pornografia po prostu jest. I jest darmowa i osiągalna bez żadnego wysiłku. Darmowa, bo najczęściej po prostu ukradziona, do czego zresztą jeszcze wrócimy.
Drugim czynnikiem jest fakt, że w Polsce mamy do czynienia z powszechną tabuizacją poważnej społecznej dyskusji dotyczącej wszelkich tematów choćby lekko dotykających sfery seksu, przy równoczesnej seksualizacji konsumpcji w ogóle.
Symbolem tego stały się gładź szpachlowa i warsztaty wulkanizacyjne „reklamowane” za pomocą estetyki bardzo trafnie określanej mianem szczucia cycem. Słowem, idealne warunki do powstania i rozwoju postawy mentalnej w stylu don’t ask, don’t tell.
Jest to szczególnie ciekawe, biorąc pod uwagę, że nie mówimy tu wcale o rozrywce niszowej. Według przeprowadzonych w Stanach Zjednoczonych badań opublikowanych w połowie lutego 2018 roku przez „Psychology Today”, 73% badanych kobiet i 98% mężczyzn deklarowało korzystanie z internetowej pornografii na przestrzeni ostatnich sześciu miesięcy. Na analogiczne pytanie o ostatni tydzień twierdząco odpowiedziało 80% badanych mężczyzn i 26% kobiet. Ile z tych osób zapłaciło za to, co obejrzało? Nie ma wiarygodnych statystyk, ale patrząc na to, jak ma się sytuacja w kwestii piracenia mniej kontrowersyjnych treści audiowizualnych oraz na bardzo specyficzną sytuację, w jakiej znalazł się od czasu upowszechnienia internetu pornobiznes (więcej o mackach wszechświatowej konspiracji spod znaku MindGeek napiszę dalej), możemy chyba założyć, że bardzo niewiele.
Ważniejsze pytanie – ile z tych osób poddało krytycznej refleksji na przykład sposób, w jaki powstają konsumowane przez nich produkty? Boję się, że jeszcze mniej. Na szczęście, i na tym trudnym terenie działa całkiem liczna grupa osób, które postanowiły zastany świat uczynić miejscem nieco lepszym. I dać nam prawdziwie etyczne, fair trade porno.
Zanim jednak odwiedzimy tę pornograficzną ziemię obiecaną, przypomnijmy sobie szybko:
Co jest nie tak z mainstreamową pornografią?
Smutna prawda jest taka, że praktycznie wszystko. Mainstreamowa pornografia ma mroczną historię i wcale nie mniej mroczną teraźniejszość. Jak w soczewce skupia w sobie wszystkie problemy współczesnych kapitalistycznych, patriarchalnych społeczeństw, a więc bardzo często (wręcz zazwyczaj):
- uprzedmiotawia i degraduje kobiety;
- przedstawia sytuacje przemocowe i naraża na przemoc wykonawczynie;
- jest pełne rasizmu;
- presja w nierównym układzie pracodawca-pracowniczka oraz różne obowiązujące w środowisku zmowy milczenia powodują, że że zamiata się pod dywan przemoc, łamanie praw pracowniczych, niebezpieczeństwa zdrowotne grożące aktorkom i aktorom – wszystko pod naciskiem ekonomicznym, w imię maksymalizacji zysku w trudnej, konkurencyjnej branży;
- dawno już całkowicie odkleiło się od rzeczywistości, przez co na przykład promuje niemożliwe do spełnienia ideały estetyczne, a także przekazuje totalnie nieprawdziwy obraz seksu – co jest szczególnie niebezpieczne w sytuacji, kiedy ze względu na niedostępność edukacji seksualnej (sytuacja polska), pornografia staje się jedynym punktem odniesienia dla osób jeszcze nie do końca ukształtowanych psychicznie i seksualnie.
Jest też najzwyczajniej w świecie kiepskie. Nierealność, zamiast być w pozytywnym sensie fantazją (w końcu motywacja, żeby oglądać porno po to, żeby doświadczyć rzeczy, których sami nigdy nie zrealizujemy, jest motywacją równie dobrą jak każda inna), zazwyczaj przekracza granicę śmieszności. Nimue Allen, aktorka i reżyserka porno, podsumowała kiedyś:
Próbowałam kręcić swoje sceny tak, jak to się robi w mainstreamowym porno, tak żeby uzyskać te obrazowe zbliżenia. Podczas kręcenia w ten sposób sceny pomyślałam nagle: to nie jest dobre. Jest tylko jeden powód, żeby znaleźć się w takich absurdalnie wykręconych pozycjach: kwestia dostępu dla kamery.
Dość porażające są brak różnorodności, powtarzalność motywów. Słowami Cindy Gallop, aktywistki na rzecz etycznej pornografii, która wystąpiła ze swoimi ideami na koferencji TED:
[Przemysł pornograficzny] stał się obecnie na tyle duży, że dorobił się swoich własnych norm, zasad i konwencji. Przez to większość produkcji jest tak powtarzalna i nudna. Każdy w branży konkuruje z innymi, robiąc dokładnie to samo co oni.
Kryzys znany także z mniej kontrowersyjnych dziedzin showbiznesu – każdy kto obejrzał piątą część „Piratów z Karaibów” albo 37 odsłonę serii „Szybcy i wściekli” może się pod tym zdaniem podpisać, prawda?
To tylko niektóre z problemów związanych z mainstreamowym porno. Jednak odpowiedzią nie są, wbrew mokrym snom prawicowych fundamentalistów, zakazy. Raczej próba przekształcenia w coś społecznie pożytecznego, a także bezpiecznego i przyjemnego dla wszystkich zaangażowanych, od producentek i producentów, przez aktorki i aktorów, aż po konsumentki i konsumentów.
Znów cytując Cindy Gallop:
Kiedy zmusisz coś do ukrycia się w ciemności, ułatwiasz tylko dzianie się rzeczom złym, utrudniasz dobrym. Odpowiedzią na problemy nie jest zamykanie; odpowiedzią jest otwarcie.
I tą właśnie drogą postanowili podążyć pionierzy etycznej pornografii. Według nich
Etyczne porno to…
Erika Lust, twórczyni etycznych filmów filmów porno, powiedziała kiedyś:
Uważam, że przytłaczająca masa osób myśli, że ta cała etyczna i feministyczna perspektywa to coś wyłącznie dla kobiet – i to jest moim zdaniem totalna bzdurny pogląd. W ogóle tak nie jest! To jest perspektywa osób, które mają standardy, mają ideały, wierzą w wartości. Oczekują dokładnie tego samego od wszystkich rzeczy, które konsumują – od jajek, od ubrań, od porno! (…) Chodzi o bycie świadomym, o krytyczne myślenie, wreszcie o słuchanie głosu serca. Nie dokonuj wyborów, używając do tego wyłącznie fiuta. Wybieraj także sercem i mózgiem.
Nawiązywała tutaj do feministycznych korzeni zjawiska etycznej pornografii. W późnych latach 80. i wczesnych 90. XX wieku feministki trzeciej fali zaczęły coraz powszechniej wyrażać pogląd, że pornografia i sexworking ze swojej natury nie muszą być opresyjne dla kobiet, więcej, mogą być źródłem satysfakcji, afirmacji i wyzwolenia. Adaptując na tym polu założenia intersekcyjności, otworzyły cały temat także na potrzeby i aspiracje osób kolorowych, środowisk LGBTQIA+, a reagując na epidemię AIDS wprowadziły do pornografii temat bezpiecznego seksu. Był to rodzaj nowego otwarcia.
Szybko okazało się w toku wielu dyskusji i sporów, że drogi feministycznego i etycznego porno będą się powoli rozchodzić: o ile można powiedzieć, że większość feministycznej pornografii jest etyczna, w drugą stronę już nie jest to takie proste. Jest wiele głosów wyrażających podobne poglądy do tego:
Bardzo wiele dyskusji na temat wartości etycznych w pornografii koncentruje się na estetyce i na typach przedstawianych aktów seksualnych. Można dostrzec założenie, często właśnie w dyskursie feministycznym, że tak zwane mainstreamowe porno jest w nieunikniony sposób nieetyczne, a także że wykorzystywane przez nie klisze (szczególnie w sferze wizualnej, a zwłaszcza te dotyczące wyglądu występujących kobiet) oraz standardowy zestaw przedstawianych aktywności, są z natury degradujące, a co za tym idzie nieetyczne. Moim zdaniem etyka pornografii jest znacznie bardziej skomplikowana niż te założenia. Totalnie możliwa jest produkcja mainstreamowego porno z Doliny Krzemowej w etyczny sposób; z drugiej strony niektóre studia określające się jako „etyczne” bądź „feministyczne” pracują w sposób, który bezdyskusyjnie jest wykorzystywaniem pracowników. Dla mnie podstawą oceny są warunki pracy. Etyka pornografii nie mierzy się za pomocą estetyki, a prawa pracy
powiedziała Pandora Blake, zawodowo sama zajmująca się tworzeniem feministycznego porno. Według niej sęk w tym, że nie rozmawiamy o seksbiznesie w tych samych kategoriach, jak rozmawiamy na przykład o pracy w gastronomii – a powinniśmy. Wszelkie kwestie, poza tymi analizującymi temat wyłącznie w zakresie relacji pracodawca-pracowniczka, są zbyt dyskusyjne i niejasne, żeby być wyznacznikiem etyczności – bądź nieetyczności – pornografii.
Na przykład, fakt że niektóre produkcje pornograficzne mogą zawierać pewne rodzaje ekspresji seksualnej, które dla niektórych widzów mogą nie być przyjemne w oglądaniu, nie czyni ich wcale nieetycznymi. Można założyć, że tak długo, jak występujące w danym nagraniu aktorki i aktorzy wyrazili swoją entuzjastyczną zgodę na to, co się dzieje (a wiele produkcji kinkowego porno wplata w swój przebieg właśnie ten moment wyrażania zgody, a później także potwierdzania jej w trakcie), to ludzie, których takie akurat aktywności nie bawią, nie mają prawa dyktować innym – zarówno występującym, jak i oglądającym – co może im sprawiać przyjemność, a co nie. Gorąca dyskusja toczy się też w kwestii takiej pornografii, która zawiera w sobie element akceptowanej przez wszystkich przemocy, jak na przykład cały nurt BDSM. Tutaj – w odróżnieniu od BDSM „niefilmowego”, gdzie jest to element niezwykle ważny – często nie ma wyraźnego akcentowania momentu wyrażania zgody i wyznaczania granic, bo nie mieści się to w konwencji.
Krytycy wyrażają tutaj pogląd, że jeśli przyjmiemy, że przemoc w seksie pokazywanym w porno jest emanacją patriarchalnej kultury i może prowadzić bezpośrednio do przemocy w prawdziwym życiu, to nie powinna być pokazywana. Po drugiej stronie barykady są osoby, które uznają, że każdy ma prawo do swoich fantazji seksualnych, jakiekolwiek by one były, a na większość z tych potrzeb pornografia ma prawo odpowiadać.
Jak widać, dyskusje te dotykają spraw bardzo skomplikowanych, a podziały często idą w poprzek różnych środowisk. Wiele twórczyń feministycznego porno stoi na przykład na stanowisku, że wszelkie próby dzielenia pornografii na etyczną i nie poprzez próby analizowania jej treści jest skrajnie antyfeministyczne, bo nikt nie ma prawa mówić kobietom, co powinno je podniecać, a co nie, co mogą w pornografii robić, a czego nie. Na to wszystko nakładają się jeszcze rozmaite rozwiązania prawne obowiązujące w różnych krajach. Dlatego też wartościowanie na bazie praw pracowniczych aktorów i aktorek – jako osób najbardziej zaangażowanych, a równocześnie najsłabszych w całym układzie – wydaje się możliwie najbardziej obiektywnym. W związku z tym obecnie najpowszechniej przyjmuje się (w podobnym brzmieniu zaleca je między innymi >> APAC w ramach swojego >> Model Bill of Rights), że etyczne porno to takie, które przyjmuje następujące zasady:
- pornografia powinna być produkowane w zgodzie z obowiązującym prawem;
- powinna respektować prawa pracownicze aktorów i aktorek; za swoją pracę powinni otrzymywać godną płacę, mieć zapewnione odpowiednie warunki na planie, a także bezpieczeństwo, w tym zdrowotne;
- powinna zadbać, aby pracowniczki i pracownicy mogli świadomie wyrazić zgodę na wszystko co się dzieje, a także mieć prawo do wycofania się w dowolnym momencie bez podawania przyczyny;
- powinna celebrować seksualność jako zróżnicowaną, skomplikowaną i wielowymiarową część bycia człowiekiem i powstrzymywać się przed wszelkim ocenianiem czy wartościowaniem jakichkolwiek jej przejawów.
Być może w tej chwili niektórzy z was mają przebłysk w duchu libertarianizmu: skoro zdaniem środowiska tworzącego etyczne treści dla dorosłych gros problemów z pornografią wynika ze słabości pracowniczek i pracowników względem pracodawcy, to może rozwiązaniem jest rezygnacja z pośredników i skomunikowanie bezpośrednio twórców – aktorek i aktorów – z ich odbiorcami? W końcu PornHub oferuje cały pakiet dla amatorskich twórców pornografii, a platformy w rodzaju Chaturbate zapewniają bezpośrednią łączność między tymi dwiema stronami?
Niestety: tak jak nigdy etycznie nie przejedziesz się Uberem, ani nigdy etycznie nie zanocujesz za pomocą Airbnb, tak samo nie obejrzysz etycznie porno, korzystając z usług tego typu brokera usług peer-to-peer.
Ponieważ wszystko wskazuje na to, że przynajmniej w mainstreamowym pornobiznesie…
Dystopijna przyszłość nie nadciąga – ona już tu jest
Często pół żartem, pół serio mówi się zasługach producentów mainstreamowego porno dla rozwoju technologicznego, przypominając że byli on zawsze w forpoczcie wykorzystywania wszystkich nowinek – od VHS, przez DVD, Blu-ray, aż po VR. Od paru lat niestety jest także w awangardzie innego, bardzo niepokojącego zjawiska ze styku technologii i modelu biznesowego.
Zjawisko nazywa się MindGeek, powstało i przeszło serię przekształceń własnościowych w niejasnych okolicznościach, i według oficjalnych dokumentów zajmuje się „wyznaczaniem kierunków w jakich w przyszłości podąży ruch w sieci”. W praktyce jest największym dostarczycielem internetowej pornografii o monopolistycznej pozycji, właścicielem ponad stu stron z pornografią, które generują łącznie większy ruch niż Twitter, Amazon czy Facebook. Co więcej, MindGeek w toku swojego rozwoju postawił innych graczy na rynku w paradoksalnej sytuacji, w której muszą pracować na rzecz firmy, która dodatkowo zarabia na kradzieży efektów ich pracy. Wynika to z tego, że firma jest właścicielem 8 z 10 największych agregujących stron typu „Tube” (działających na wzór YouTube’a), które wyświetlają za darmo w większości pirackie treści i zarabiają na klikalności, czyli wyświetleniach reklam.
Po wielkim kryzysie w branży porno w 2008 roku (spowodowanym wzrostem piractwa internetowego, w tym torrentów i właśnie stron typu „Tube”, spadkiem sprzedaży DVD i światowym kryzysem gospodarczym) MindGeek w serii przejęć wykupił okazyjnie większość większych graczy na rynku tradycyjnego porno. Czyli: spora część producentów pornografii pracuje na rzecz giganta, który jeszcze dodatkowo zarabia na udostępnianiu ich skradzionej produkcji za pomocą wyświetlających reklamy serwisów, na które każdy użytkownik może wstawić spiracony przez siebie materiał bez większego strachu o odpowiedzialność prawną. Analogiczna sytuacja, jaką można sobie wyobrazić w tradycyjnym biznesie audiowizualnym, to wizja Warner Brothers czy CBS jako właścicieli Pirate Bay. Mimo to, żadne akcje antytrustowe nie zostały w tej sprawie podjęte, co tłumaczy się tabuizacją tematu pornografii w Stanach.
Otwarcie się PornHuba (najbardziej nowatorski serwis typu „Tube” w posiadaniu MindGeeka) na amatorski content w ramach „Model Payment Program”, swego rodzaju programu minimalnego dzielenia się zyskami z reklam, jest elementem corporate whitewashing podobnie jak mające duże zasięgi akcje „społeczne” PornHuba, na przykład >> głośna akcja odśnieżania bostońskich ulic. Przy nikłych zarobkach z reklam i niewiele większych premiach, wypłacanych amatorom za osiągnięcia (pierwsze miejsce w zestawieniu „Top 10 Videos of the Month Amateurs & Models” to dodatkowa premia wysokości 500$, miejsca od 6 do 10 dostają 50$) i przy setkach wrzucanych codziennie amatorskich produkcji jest to też po prostu pomysł na zaprzężenie do pracy praktycznie darmowej siły roboczej, generującej dodatkową klikalność i co za tym idzie, dodatkowe wpływy z reklam. Czysty zysk i zerowa odpowiedzialność.
Chaturbate z kolei to najbardziej znana z wielu podobnego typu stron, zapewniających platformę dla amatorskich wykonawczyń i wykonawców występujących przed kamerkami internetowymi. Oglądający kupują „żetony”, które mogą „dawać” wykonawczyniom i wykonawcom (często na przykład za jakieś określone działania w ramach występu, wcześniej wycenione na jakąś sumę żetonów) – mały procent wartości żetonu trafia na konto wykonawczyni/wykonawcy, reszta to zysk właściciela strony. Operatorzy tych platform także wkładają dużo wysiłku w PR i pozytywny marketing – dużo jest o DIY, niezależności, społeczności (takie nasze swojskie „zausz startup”, tylko w wersji porno).
Nie trzeba jednak zagłębiać się w regulaminy, żeby przekonać się, że coś jest nie tak. Wystarcza szybki rzut oka na miejsca, z których nadają wykonawcy, dominują Ukraina, Mołdawia, Kolumbia, Wenezuela, czyli kraje biedne, w kryzysie, gdzie ludzie z braku innych perspektyw są podatni na brutalną prekaryzację i przemoc ekonomiczną w stylu UberEats.
Dodatkowo, ponieważ przekazujący żetony zyskują możliwość wchodzenia z wykonawczyniami/wykonawcami w interakcję za pomocą czata, otwiera się pole do przemocy internetowej (tym bardziej, że operator strony nie zapewnia żadnej moderacji – w ramach oszczędności i utrzymywania „społecznościowego” charakteru strony jest to w rękach użytkowników). Kolejne sprawa to zagrożenie dla praw autorskich i prywatności – nie ma środków technicznych, które powstrzymywałyby użytkowników przed zapisem występów i następnie wrzuceniem ich na przykład na PornHuba, gdzie jego „drugie życie” nabije parę monet także MindGeekowi.
Wyzwolone przez takie pozornie egalitaryzujące i „uspołeczniające”rozwiązania zalanie rynku przez amatorsko produkowaną pornografię ma też daleko idące negatywne skutki dla całej branży pornoprodukcji. Mainstreamowe studia pod naporem tej bezkosztowej konkurencji zaczynają ciąć swoje wydatki, co oczywiście najbardziej odbija się na sytuacji pracowniczek i pracowników, ale także na jakości produkcji. Niektórzy producenci postanawiają konkurować w ten sposób, że decydują się na twórczość bardziej hardcore’ową, szukając nisz, na które amatorzy po prostu nie będą się decydować (>> więcej o jednym z aspektów tego zjawiska tutaj – artykuł raczej dla osób o mocniejszych nerwach), co dodatkowo naraża wykonawczynie i wykonawców, którzy tej presji ulegają.
Jak widać, nowe technologie i modele biznesowe raczej nie będą naszymi sprzymierzeńcami w poszukiwaniu etycznej pornografii. Co możemy w takim razie w tej sytuacji robić, jeśli jesteśmy zdecydowani na uetycznienie naszej konsumpcji pornografii?
Jak w praktyce być świadomą/ym, etyczną/ym konsumentką/konsumentem porno?
- Korzystaj ze zweryfikowanych źródeł pornografii – na końcu tego artykułu znajdziesz krótką listę serwisów, które są etyczne. Artykuły czy blogi zajmujące się tematem dostarczą ci kolejnych linków.
- Wiedz, kto jest na ekranie. Sprawdź, kto za nim stoi: zorientuj się, czy producent podaje na swojej stronie kontakt do siebie, czy jest obecny w mediach społecznościowych. Sprawdź, czy komunikuje jakieś treści na temat swojego podejścia do produkcji pornografii.
- Śledź swoje ulubione wykonawczynie/wykonawców na mediach społecznościowych, czytaj niusy na temat wydarzeń z branży. Informacje teraz rozchodzą się bardzo szybko: dzięki temu na szczęście nie ma już chyba osób, które uważają że James Deen to ktoś fajny.
- Zwracaj uwagę na wiek aktorek i aktorów, których oglądasz (nie są to tajne informacje, w większości przypadków to kwestia szybkiego wyszukania). Oczywiście, nie ma żadnej uniwersalnej zasady, definiującej, że osiągając wiek 18 czy 21 lat magicznie stajemy się nagle dojrzali – ale oglądając porno z nie-bardzo-młodymi wykonawczyniami czy wykonawcami masz większą pewność, że swoją decyzję o wejściu w pornobiznes podjęli świadomie już jako ukształtowane psychicznie i seksualnie osoby.
- Na niewielu stronach znajdziesz pieczątkę wystawioną przez kogoś wiarygodnego (choć pewnym wyznacznikiem mogą tu być nagrody zdobyte na niezależnych czy feministycznych festiwalach pornografii), więc znowu: risercz, risercz, risercz. Warto tutaj pamiętać o zasadzie, zgodnie z którą nie chodzimy głodni na zakupy do supermarketu: najlepiej szukać etycznej pornografii, gdy człowiek na wejściu nie jest napalony.
- Na koniec najważniejsze: płać za filmy, które oglądasz. Bez etycznych konsumentów etyczne studia sobie nie poradzą. Najbezpieczniejszym z punktu widzenia świadomej konsumentki rozwiązaniem są tutaj platformy crowdfundingowe i mecenatu online, takie jak Patreon – nie dość, że masz bezpośredni wpływ na to, co jest produkowane, to jeszcze masz wgląd w cały proces, od pomysłu, przez realizację, aż po dystrybucję gotowego produktu.
I na koniec coś, na co (mam nadzieję) wszyscy czekali, czyli linki, zarówno do dalszego doczytania, jak i pooglądania. Wybór czysto subiektywny!
- Ethical.porn, czyli platforma dla wielowątkowej i krytycznej dyskusji o etycznej pornografii, gdzie na ten temat wypowiadają się w bardzo różny sposób osoby z branży.
- Wielki szacunek dla polskich pionierek, które na tak niełatwym gruncie próbują edukować – warty polecenia jest na przykład >> sekspozytywny blog Proseksualnej, która porusza temat etycznej pornografii dość regularnie, a jej rekomendacje są zawsze godne zaufania.
- Strona cytowanej w tekście Cindy Gallop, której przyświeca hasło Pro-sex. Pro-porn. Pro-knowing the difference, czyli >> MakeLoveNotPorn.com.
- przygodę z etycznym porno warto zacząć od produkcji >> Eriki Lust, a w szczególności od jej projektu >> XConfessions, w ramach którego zbiera pomysły na scenariusze od swoich fanek i fanów, a potem je realizuje.
- Choć strona nieco odstrasza najntisowym dizajnem, warto zajrzeć do w 100% kobiecego, lekko punkującego niemieckiego kolektywu >> Ersties.de.
- Strona zdobywczyni niezliczonych nagród na festiwalach feministycznego porno i w konkursach na niezależną pornografię, MsNaughty, czyli >> BrightDesire.com.
- >> FourChambers, czyli jak robić naprawdę świetne, wręcz artystyczne porno z wykorzystaniem narzędzi crowdfundingowych.
- dla wielbicielek i wielbicieli bardziej queerowych klimatów dobrym początkiem będzie >> Pink&White Productions.
- Innym, a przy tym jednym z najstarszych studio filmującym seks wykraczający poza proste binarne określenia, jest >> Indie Porn Revolution.
- Też queer, z bardzo dużym naciskiem na różnorodność (orientacji seksualnych, tożsamości płciowych, rozmiarów, kształtów, wieku, niepełnosprawności) jest >> CrashPadSeries.com.
- Z kolei w bardzo mainstreamowej estetyce, ale w etycznym wykonaniu, specjalizuje się brytyjskie studio >> JoyBear Pictures.
Marcin Dziurdzik
wartościowy post, bardzo dobrze się go czytało:)
Rozumiem zamysł tekstu i – w kontekście praw człowieka i poszanowania wolności, tak często oscylujących na granicy lub wręcz daleko za nią, gdy chodzi o zagadnienia pornograficzne – popieram jego przesłanie. Bądźmy jednak realistami – ilu z użytkowników pornografii rozmyśla o takich rzeczach? A ilu zacznie? Osobiście nie korzystam z takich „dóbr”, ale trochę nierealistyczne wydaje mi się branie głębokiego oddechu w momencie, kiedy takiego filmu „się zachce”, przybieranie miny znawcy i wertowanie swojego moralnie skatalogowanego zbioru w celu wybrania rozrywki na dziś. Niestety, ale to tak nie funkcjonuje.
KOMENTARZ AUTORA: Dzięki za komentarz. O ile zgadzam się ze stwierdzeniem, że mało kto z konsumentów porno rozmyśla o takich kwestiach (piszę o tym zresztą też w artykule), to jednak wyciągam z niego inne wnioski. Po pierwsze, jeśli choć parę osób po lekturze postanowi zrewidować swoje podejście, to już jest jakiś sukces – wszystkie działania edukacyjne są mało spektakularne i polegają głównie na powtarzaniu tego samego, do znudzenia, i po prostu kiedyś trzeba to zacząć. Dwa, totalnie może tak funkcjonować. Jak się robię głodny, to też mam alternatywę – mogę pójść do najbliższego supermarketu i kupić mrożoną pizzę, albo jednak podejść do tematu bardziej świadomie i odpowiedzialnie względem świata i samego siebie. Ze statystyk udostępnianych na przykład właśnie przez PornHuba wynika, że konsumenci pornografii poświęcają naprawdę dużo czasu na poszukiwanie treści, na którą mają akurat ochotę. Moim zdaniem nie jest stratą czasu tłumaczenie im, czemu w tej sytuacji lepszy od PH będzie serwis z legalną, etyczną pornografią – tym bardziej, że wybór już jest spory, a wszystko wskazuje na to, że będzie jeszcze większy.
Bardzo wartościowy tekst. Myślę o tym z perspektywy przyszłej mamy. Nie chcę żeby moje dzieci oglądały syf i uczyły się niematerialnego myślenia o seksie.
porno fair trade brzmi trochę utopijnie, niemniej ciekawy i interesujący pomysł. O ile przemoc w tego typu filmach faktycznie powinna być zakazana, o tyle mam wrażenie że nie da się całkiem wyeliminować niektórych drażliwych zachowań. W końcu to właśnie mają być zekranizowane fantazje erotyczne.
Wow, bardzo wnikliwe podejscie do tematu, sama chetnie poprowadzilabym jakies warsztaty z wychowania seksualnego dla dzieciakow, seks to mega wazna sprawa! Co do porno – mysle ze niewiele osob tak wnikliwie potraktuje ten temat, to przede wszystkim guilty pleasure dla większości :)
Największym zarzutem, jaki można postawić pornografii – każdej, bez względu na etykietę – jest to, że kobiety i mężczyźni traktowani są w niej jako środek do celu. A co jest celem? Nie jest to pokazywanie piękna ludzkiego ciała ani afirmacja wyższych ideałów (artystycznych, intelektualnych, itp.), ale wzbudzanie u odbiorcy odruchowej seksualnej podniety, którą będzie chciał szybko rozładować. Ciało pornograficzne jest przedmiotem, który ma posłużyć realizacji tego celu. Jako że w grę wchodzą pieniądze, jest ono też przedmiotem konsumpcji. Seksualność i cielesność w pornografii jest traktowana jako towar rynkowy. Odbiorca tego typu treści jest zaś zasadniczo zredukowany do swojego erotycznego popędu, gdyż to właśnie ten składnik osoby jest „generatorem” zysków dla twórców. Zadaję sobie pytanie: czy naprawdę wszystko powinno być na sprzedaż? I czy nie jesteśmy czymś więcej, niż popędem?
Seks jest bardzo delikatną sferą życia – można poprzez nią bardzo kogoś zranić, chociażby doprowadzając go/ją do uzależnienia od bodźców pornograficznych.
Wiele by można było jeszcze napisać… Temat niezmiernie ważny i na czasie – w szczególności dla rodziców. Warto chociażby zapoznać się z badaniami o wpływie pornografii na ludzki mózg, a szczególnie o tym, jak wpływa na ośrodek przyjemności.