5xO. Majówka w Beskidzie Niskim, czyli trochę o sporcie

Majówka w Beskidzie Niskim była naszym wypadem na ostatnią chwilę. Z trudem znaleźliśmy nocleg (ale za to w jakim miejscu!), wstępnie umówiliśmy się na obiad z pewną ekoblogerką i w świąteczny czwartek rano ruszyliśmy na południe Polski w kierunku Ropy. Celem było oczywiście naoczne przekonanie się o możliwościach beskidzkich tras rowerowych.

Beskidy znam z lat młodości, kiedy jako kilkunastolatka jeździłam w góry na letnie obozy (katolickie!) pod namiot i przeszłam wszerz i wzdłuż najważniejsze szlaki. Tak się jednak złożyło, że w czasach studenckich chodzenie po górach zamieniłam na coroczne wypady z jeżdżeniem po górach rowerem, a Beskidy na Tatry.

Kolory wiosny w Beskidach
Kolory wiosny w Beskidach

Powrót w Beskidy był dla mnie dużą przyjemnością, choć i zmierzeniem się z wyzwaniem. Przyzwyczajona do znanych ostrych podjazdów, znanych ostrych zjazdów oraz nieodłącznego widoku Tatr, znalazłam się w nowym rowerowym otoczeniu. Miałam przed sobą zadanie zrobienia trasy polecanej przez Dorotę: >> Rowerowa ósemka na szosie. Moja wczesnomajowa forma nie była jeszcze zadowalająca. W Tatrach zwykle wystarczą trzy, cztery dni jeżdżenia do aklimatyzacji. Tu miałam półtora dnia na przygotowanie, z czego kawałek wyglądał tak:

To miała być świetna trasa rowerowa
To miała być świetna trasa rowerowa

Podczas naszego 3,5-dniowego wypadu Tadek korzystał z możliwości jazdy, kiedy się dało, zrobił kilka tras, skoczył też za granicę do Słowacji. Trochę jeździliśmy z dziećmi (lub szliśmy z rowerami pod pachą, jak na powyższym zdjęciu).

Udało nam się też odwiedzić Dorotę, jej męża i synka w ich beskidzkiej przystani. Wreszcie mogłyśmy się poznać osobiście! Zostaliśmy poczęstowani pysznym obiadem, przygotowanym na bazie własnoręcznie wyhodowanych warzyw.

Bliskie spotkania ekoblogerek
Bliskie spotkania ekoblogerek

Dorota oprócz prowadzenia bloga >> EkoEksperymenty jest kolarką, a na blogu pisze o trasach i rowerowych wyzwaniach. Dzięki temu, że na blogu opisuje kilka ciekawych wyzwań, Tadek miał ułatwione zadanie pod względem szybkiego zaplanowania wycieczek. Moim celem było zrobić ósemkę z Bielanką. Część trasy wyznaczona jest wokół zalewu Klimkówka, a my właśnie w Klimkówce nad zalewem mieliśmy swoją bazę (100 metrów od plaży).

Podróż i sprzęt

Z Warszawy do Ropy podróżowaliśmy autem, a co ciekawe, podczas podróży zastanawialiśmy się, kiedy na świecie skończy się ropa i czy powinniśmy zgromadzić zapasy benzyny, bo zacznie się wojna o paliwo. (Czarne myśli towarzyszą mi szczególnie, odkąd czytam „Świat na rozdrożu” Marcina Popkiewicza, a czytam mozolnie, bo ta lektura mnie potwornie dobija. Zdecydowanie, na majówkę jest zbyt ciężka).

W góry zabraliśmy cztery rowery, każdy miał swój. Ja zmieniłam swojemu góralowi opony na slicki (czyli łyse), Tadek miał swoją najlepszą szosę, chłopcy górale na kołach 20 i 24 cale (młodszy syn zmienił rower na większy dosłownie dzień przed wyjazdem). Nasz starszy syn jeździ już w butach z SPD, więc niestraszne mu podjazdy. Młodszy dawał radę, choć miał problem ze zmianą przerzutek i ostatecznie prawie z nich nie korzystał.

Majówka w Beskidzie Niskim
Majówka w Beskidzie Niskim

Z rowerem naszego syna łączy się też ciekawa historia. J. kupił go sobie za odłożone pieniądze. Tadek wybrał da niego Orbeę, rower produkowany w Europie przez jedną z najstarszych firm rowerowych, mieszczącą się w Kraju Basków (rama pochodzi akurat z Portugalii), należąca do grupy kooperatyw. Właściwie przez przypadek dowiedzieliśmy się, że kupienie europejskiego, etycznego roweru jest możliwe. Niestety, coraz trudniejsze, ponieważ większość części i akcesoriów powstaje w Chinach. (Mój szosowy Kanarek ma wielki napis MADE IN USA, ale nie wiem tak naprawdę, co to oznacza).

I tak dochodzimy do smutnej konstatacji, że nawet najlepszy sport na świecie (kolarstwo) nie może być tak ekologiczny i zero waste, jak byśmy chcieli. Nawet jeśli część naszych rowerów było kupowanych z drugiej ręki, to wciąż trzeba je konserwować i wymieniać części. Dopiero co Tadek wymienił opony w starej szosie na nowe, bo tamte się rozleciały.

Borsuk na slickach
Borsuk na slickach

Jeśli sport wymaga sprzętu,  a sprzęt jest intensywnie używany, to nie unikniemy kosztu środowiskowego.  Osobną kwestią jest sportowy ubiór (temat, do którego wrócę). Czy mam jakąś radę na to? Chyba tylko minimalizacja potrzeb i maksymalizacja starań, aby naprawiać sprzęt i dbać, aby był w dobrym stanie. Oraz niegardzenie używanymi częściami (nigdy kosztem bezpieczeństwa, oczywiście). Bilans dla naszego zdrowia i planety będzie mimo wszystko korzystniejszy, kiedy będziemy jeździć na rowerze wszędzie tam, gdzie jest to możliwe.

Zalew Klimkówka
Zalew Klimkówka

Beskidzka ósemka wg Doroty

Jak już pisałam, jeżdżę raczej po Tatrach, gdzie trasy są raczej ostre. Beskidy zaskakiwały mnie nowymi widokami. Zalew Klimkówka był dla mnie zupełne nowy, za moich młodych lat jeszcze go nie było.

W Beskidzie Niskim wszędzie widać cerkwie (czasem przerobione na kościoły katolickie), większość z nich jest wiekowa i warta uwagi (np. ta w Kwiatoniu). Jest pięknie!

Ósemka z podjazdem na Bielankę
Ósemka z podjazdem na Bielankę

Trasa, którą poleca Dorota, to 40 km i około 670 m przewyższenia. Było to dla mnie wyzwaniem, które chętnie powtórzę z zegarkiem w ręku (tak jak co roku sprawdzam formę na pętli Małe Ciche – Wierchporoniec – Głodówka – Bukowina – Małe Ciche). Zdecydowanie polecam trasę, bo jest atrakcyjna również przyrodniczo i choć drogi nie zawsze spełniają oczekiwane standardy, miałam z niej dużo przyjemności.

Całą trasę, bardzo dobrze opisaną, znajdziecie >> tutaj.

Majówka w Beskidzie Niskim: rower wodny!

Po zrobieniu ósemki z Bielanką przyszła pora na bardziej emeryckie rozrywki. Z jednego roweru przesiadłam się na drugi – wodny. Pierwszy raz w życiu!

Debiut na rowerze (chwilowo pedałuje syn)
Debiut na rowerze (chwilowo pedałuje syn)

Zalew Klimkówka to miejsce, w którym dawniej była wieś. Zatopiono ją na potrzeby zbiornika retencyjnego. Przyroda jakoś sobie poradziła, ale zawsze pozostaje pytanie o to, jakie są granice ingerencji w przyrodę, a także ludzkie siedliska.

Nasza majówka, organizowana naprawdę na ostatnią chwilę, była bardzo udana. Zgrzytem był przymus korzystania z kupnej wody do picia, bo inaczej nie zostawilibyśmy po sobie zbyt wielu śmieci. Ciągle myślałam o tym, jak duży wpływ na środowisko mają ludzie i czy można usprawiedliwić ingerowanie w przyrodę. Z kolei bliskość miejscowości Ropa (gdzie wydobywano onegdaj ropę naftową) skłaniała mnie do zastanawiania się nad tym, co będzie, gdy stracimy dostęp do paliwa. Rowery nie wystarczą.

Mam nadzieję, że mimo tych ponurych refleksji zachęciłam Was do odwiedzenia Beskidu Niskiego. Jeśli lubicie chodzić, nie jeździć, koniecznie zajrzyjcie na blog >>Ekologiki, gdzie Agnieszka opisała swoją trasę wędrówki.

A jeśli jeździcie na rowerach po górach, napiszcie, gdzie się pojawiacie!

 

Może przeczytasz także:

Black Country Living Museum

Black Country. Węgiel, sadza i globalne ocieplenie

Czy wiecie, że ukazała się ostatnia część najnowszego Raportu Podsumowującego Międzyrządowego Zespołu ds. Zmiany Klimatu
Mnicha nizinna w Barcelonie

Papugi a klimat. Mnicha nizinna i 200-kilowe gniazda w Barcelonie

Mnicha nizinna - z czym kojarzy się Wam ta nazwa? Jeśli interesujecie się ptakami, szczególnie
Wokół Wigier

Wokół jezior Gaładuś i Wigry na rowerze

Wigry pewnie znacie, a Gaładuś? Założę się, że niekoniecznie. Tego lata skusiłam się na dwie

5 thoughts on “5xO. Majówka w Beskidzie Niskim, czyli trochę o sporcie”

  1. Myślę, że mało który sport jest w 100% ekologiczny. A sport zawodowy z ekologią nie ma już chyba nic wspólnego (wyjazdy, zgrupowania itd.).

    Kolarstwo sportowe to sprzęt, ubranie (buty, lycra, kask, rękawiczki) i niestety również gadżety (liczniki, trenażery itp.)… Osobiście posiadam dwa komplety kolarskich ciuszków, jedne buty SPD (mają już 8 lat wyglądają zadziwiająco dobrze). Świedomie zrezygnowałam z licznika, nie mam smartfona, trenażera i innych bajerów… Ale w świecie sportowców jestem co najmniej hipiską, jeśli nie dziwaczką. Mało kto rozumie taki minimalizm.

    Co ciekawe całą kondycję zbudowałam na codziennych dojazdach na uczelnię a później do pracy. Kiedy okazało się, że mam przyzwoitą kondycję, bardzo chciałam nauczyć się jeździć technicznie. Na treningach i sportowych przejażdżkach często słyszałam, że bez tego i owego na rowerze nie da się jeździć. Smutne to, bo do jazdy naprawdę nie potrzeba wiele. Ja jestem fanką intuicyjnego i radosnego uprawiania sportu. W końcu ma trzymać ciało i ducha w zdrowiu, a nie służyć statystykom.

    Co dom sprzętu, to tak. Pewne części (opony, napęd, hamulce, amortyzatory) się zużywają. Na szczęście dbając o rower, można nieco przedłużyć ich żywot.
    Dorota ostatnio pisze o…Kwiecień 2018, eksplozja ciepła i zieleni.My Profile

  2. Przepiękne zdjęcia! Aż chce się rzucić wszystko i wsiąść na rower. Pamiętam moją ostatnią trasę Gorzów – Szczecin, 100 km na rowerze było dla mnie nie lada wyzwaniem. A co dopiero jazda po górach, to już wyższy level!:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CommentLuv badge