Czeka nas tydzień w domu – J. złapał prawdopodobnie grypę i musi ją porządnie przechorować. Dobry test dla matki przedszkolaka: co zrobić, żeby dziecko nie umarło z nudów, a rodzicielka nie zwariowała od tego, że nie ma sekundy spokoju (S. chce cyca, J. ma gorączkę, S. chce cyca, J. chce, żeby mu czytać, S. chce cyca, J. chce, żeby pobawić się z nim autami itd.).
Sięgnęłam po szeroką taśmę klejącą, nożyczki, marker (swoją drogą muszę kupić ekologiczny marker, bo ten strasznie śmierdzi) i moje recy-pudło. Żeby dziecko było szczęśliwe, wystarczy wyczarować mu jednodniową zabawkę, którą może samo zrobić, a potem bez żalu zniszczyć. Wczoraj zaczęliśmy od skromnego pasa startowego.
Wieża kontroli lotów, jak widać, powstała z obciętej butelki.
Dziś postanowiliśmy, że czas na ulice. J. uwielbia bawić się w korki samochodowe, więc po przylepieniu do podłogi kilku ulic ustawiłam także różne przeszkody spowalniające ruch uliczny, narysowałam też progi zwalniające (na których ostrożne samochody J. zatrzymywały się i pytały, czy mogą jechać).
Tworzenie takie siatki ulic jest niezwykle wciągające dla obu stron. J. bardzo chciał malować pasy, na co mu trochę pozwoliłam (tylko trochę, bo marker-śmierdziel). J. poprosił, aby na jednym z tuneli było napisane TRAWA.
Klient nasz pan. A z tyłu po prawej widać garaże, samochody wolały jednak parkować wzdłuż drogi.
Niestety, po południu J. dostał bardzo wysokiej temperatury. Mam nadzieję, że jutro już będzie lepiej. Trzymajcie za nas kciuki…