Co to w ogóle za pytanie? – oburzą się mamy uwielbiające karmić piersią. (Co powiedzą mamy karmiące butlą z wyboru?). Spokojnie. Jestem mamą karmiącą już 17. (za chwilę 18.) miesiąc i zalety podawania dziecku mleka kobiecego znam na pamięć. Chcę jednak poruszyć temat, który już dawno temu pojawił się w mojej głowie za sprawą lektury książki Udo Pollmera. Na przekór i ku przestrodze.
Ekomleko
Karmienie piersią jest jedynym naprawdę ekologicznym sposobem karmienia małego dziecka.
Po pierwsze, jest całkowicie naturalne, wynika z naszej przynależności do świata przyrody, mleko pojawia się w odpowiednim momencie i dojrzewa razem z dzieckiem – jest idealnie dopasowane do potrzeb małego ssaka (niczego mu nie brakuje, nawet jeśli niektórzy uważają, że niski poziom witaminy D jest jego defektem – jak podkreślają doradczynie laktacyjne, jest on zależny od poziomu witaminy D w organizmie kobiety: jeśli dba ona ona o naturalną syntezę witaminy D poprzez ekspozycję na słońce bez filtrów blokujących lub przyjmuje odpowiedni suplement diety, w mleku mamy karmiącej poziom witaminy D będzie odpowiednio wyższy).
Po drugie, mleko mamy produkuje się „samo”, bez wykorzystywania krowy, fabryki, całej infrastruktury – nie zanieczyszcza więc środowiska, poczynając od przemysłowego hodowania bydła, przez mleczarnie, zakłady zmieniające mleko w proszek, po spaliny powstałe w wyniku transportu. Nie przyczynia się do produkcji gazów cieplarnianych (ewentualnie w niewielkim stopniu – matka karmiąca je trochę więcej).
Po trzecie, nie wiąże się z żadnymi odpadkami do utylizacji (opakowania, smoczki, butelki). Wkładki laktacyjne, przydatne na początku karmienia, mogą być przecież wielorazowe!
Po czwarte, nie trzeba go podgrzewać (woda, gaz/prąd), nie wymaga też naczyń, które trzeba myć i sterylizować.
Po piąte, zawiera cenne składniki, których nie udało się podrobić w żadnym laboratorium. Składniki, które np. ograniczają podawanie suplementów czy leków, w tym komórki macierzyste, substancje przeciwpasożytnicze, enzymy wspomagające trawienie. Dzieci pijące mleko matki zgodnie z zaleceniami WHO mniej chorują – zarówno w okresie „ssaczym”, jak i późniejszym życiu.
Po szóste, karmienie piersią zapewnia naturalną więź matki z dzieckiem, także nie do podrobienia w żadnym laboratorium.
Po siódme, karmienie wyłącznie piersią i na żądanie (co najmniej 8-10 razy na dobę) może skutkować naturalną, ekologiczną antykoncepcją (choć z tym bym uważała; doradczynie laktacyjne radzą mówić raczej o opóźnionej płodności) oraz wygodą w postaci braku miesiączki u mamy karmiącej (znów – zero odpadów). Długość niepłodności laktacyjnej (LAM) to sprawa bardo indywidualna, u niektórych kobiet czas ten trwa 3 miesiące, u innych – np. 3 lata.
Po ósme, ssanie piersi to naturalne ćwiczenie dla małego człowieka, przygotowujące go do mowy – ominiemy gabinety logopedów. Picie z żadnej butelki nie zastąpi tej gimnastyki mięśni buzi. Nikt jeszcze nie podrobił cyca!
Jeśli zapomniałam o jakimś ekologicznym wymiarze karmienia, koniecznie napiszcie w komentarzach.
Jakość eliksiru życia
Mleko matki jest źródłem zdrowia, inwestycją w przyszłość młodego człowieka. Jak pisze Udo Pollmer:
Mleko matki jest eliksirem życia, od którego w pierwszych miesiącach dziecko jest zależne i bez którego nie może optymalnie rosnąć i rozwijać się. Mleko matki jest i będzie najlepiej skomponowanym posiłkiem dla niemowlęcia. Nawet przemysł, jak dotąd, nie próbował zaprzeczać: karmienie piersią jest dla dziecka najlepsze. (s. 354)
W mleku matki znajdują się takie składniki, jak laktoferryna, lipozym czy 130 odmian oligosacharydów, mających ogromne znaczenie w obronie organizmu przed zarazkami, oraz przeciwciała broniące przed konkretnymi zarazkami, które akurat znajdują się w otoczeniu matki i dziecka – dlatego matka, która jest chora i nie musi brać silnych leków, powinna karmić piersią, żeby zapewnić dziecku ochronę.
Światowa Organizacja Zdrowia w swoich zaleceniach podkreśla, że nawet palenie papierosów, nawet sporadyczne picie alkoholu nie są przeciwwskazaniami do karmienia piersią (choć oczywiście obie te używki znacząco wpływają na jakość mleka i laktacji).
Nawet jeśli matka jest nosicielką wirusa HIV, istnieją sposoby, aby obniżyć prawdopodobieństwo zarażenia dziecka poprzez mleko matki – w niektórych krajach zaleca się, aby rozpatrzyć możliwość karmienia piersią także w takim wypadku.
Jednym słowem, WHO stawia wartość mleka kobiecego ponad wszystkie jego wady wynikające ze szkodliwego wpływu środowiska.
Ekomleko bez certyfikatu
Niestety, ludzkie mleko jest tak zanieczyszczone, że żadna jednostka certyfikująca nie przyznałaby mu zielonego listka.
Na pewno mleko matki jest w znacznym stopniu skażone truciznami ze środowiska, które w ostatnich latach są coraz powszechniejsze. Wynika to z tego, że wszystkie obce substancje, czy to pestycydy, środki chłodzące czy feromony z kosmetyków, kumulują się w łańcuchach pokarmowych, a na końcu takiego łańcucha znajduje się człowiek. (Udo Pollmer, s. 354)
To oczywiście jest koszt rozwoju cywilizacyjnego, który z jednej strony spowodował znaczne zmniejszenie umieralności noworodków i niemowląt (higiena, opieka medyczna), z drugiej strony zmienił nasze otoczenie w sposób nieprzewidywalny dla przyszłych pokoleń: zaledwie od 100 lat żyjemy wśród substancji chemicznych, z którymi nigdy wcześniej gatunek ludzki nie miał do czynienia. I choć zwiększyła się liczba populacji, a także długość życia, coraz częściej zapadamy na nowotwory i inne choroby cywilizacyjne (ciekawostka: okazało się, że podczas karmienia piersią w organizmie dziecka powstaje substancja przeciwnowotworowa HAMLET, nieobecna w mleku kobiecym – prawdopodobnie pojawia się w wyniku trawienia pokarmu). Na wszechobecne zagrożenia najbardziej narażone są dzieci – poczynając od tych jeszcze nienarodzonych. One dopiero uczą się bronić przed szkodliwymi substancjami. Wiele z tych związków chemicznych jest zupełnie obca naszemu organizmowi, w dodatku działa z opóźnieniem i w sposób, który niekoniecznie łączymy z zanieczyszczeniem środowiska.
Żadna inna grupa społeczna nie przyjmuje większych ilości tych szkodliwych związków niż niemowlęta, a mleko matki nigdy nie byłoby dopuszczone do sprzedaży ze względu na duże obciążenie nimi. Zawartość tych substancji jest nawet 10 razy większa niż w mleku krowim, ponieważ kobieta przed pierwszą „produkcją” mleka przez ok. 20 lat zbiera w organizmie trucizny. (Udo Pollmer, s. 354–355)
Przejrzałam wyniki polskich badań nad jakością kobiecego mleka. To niezwykle ciekawa lektura, ale szerzej nieznana. Zebrałam więc kilka ciekawostek, ponieważ wiedza o składzie mleka i o tym, co na niego wpływa, jest bronią m.in. przeciw niedouczonym lekarzom, którzy np. krytykują karmienie dwulatka („zamiast pokarmu i tak leci woda”). Dlatego że wiedza o mleku kobiecym jest pomocna w unikaniu pewnych niebezpieczeństw i zmniejszaniu zagrożeń płynących z zanieczyszczenia środowiska.
Przede wszystkim: mieszanka jest zawsze gorsza
Mieszanki mleczne to produkt wysoko przetworzony, tylko naśladujący naturalny pokarm matki.
Nigdy nie dorówna jakością i właściwościami prawdziwemu mleku kobiecemu. Żadne mleko modyfikowane (zwróćcie uwagę, jakich nazw się używa na samo określenie tego produktu: sztuczne, modyfikowane, zastępcze) także nie ma ekocertyfikatu, bo produkcja przemysłowa wyklucza wolność od zanieczyszczeń. Magda Karpienia, liderka z La Leche League Polska, powiedziała mi, że są badania pokazujące, że w mleku modyfikowanym są bakterie, które giną dopiero w temperaturze 70°C, dlatego wbrew temu, co jest napisane na opakowaniu, nie powinno się go przygotowywać w temperaturze 37°C lub innej niższej niż 70. „A nawet, jeśli w końcu jakiś koncern wymyśli mleko z zielonym listkiem, to i tak będzie ono mniej odpowiednie dla dziecka niż mleko jego mamy – podkreśla Magda Karpienia. – Choćby przez swoją ciężkostrawność, a także wpływ na jelita”.
Mleko krowie, z którego powstają mieszanki mleczne, jest produkowane przez krowy hodowane przemysłowo. Krowy żyją w warunkach dalekich od naturalnych, w zanieczyszczonym środowisku, spożywają zanieczyszczoną paszę. To oznacza, że wszystkie zanieczyszczenia, które wchłania kobieta, wchłania również krowa, choć w krótszym czasie (kilku, a nie kilkudziesięciu lat). Mleko modyfikowane to produkt wysokoprzetworzny, tylko naśladujący naturę, pozbawiony wszystkich żywych składników, takich jak bakterie probiotyczne czy przeciwciała. Wiele badań dowodzi, że dzieci karmione sztucznym mlekiem jest w przyszłości zagrożone m.in. cukrzycą czy otyłością. Zostawmy mleko krowie cielętom!
Mieszanki dla alergików z kolei mogą być produkowane np. z soi, która – podobnie jak mleko krowie – jest jednym z najczęstszych alergenów. Jest też rośliną poddawaną modyfikacjom genetycznym (GMO).
Nie wpaść w trans
„Skład i zawartość kwasów tłuszczowych w mleku kobiet z Gdańska i okolic w różnych okresach laktacji” to artykuł autorstwa Doroty Martysiak-Żurowskiej z Wydziału Chemicznego Politechniki Gdańskiej oraz Kingi Żóralskiej, Macieja Zagierskiego i Agnieszki Szlagatys-Sidorkiewicz z Katedry i Kliniki Pediatrii, Gastroenterologii, Hepatologii i Żywienia Dzieci na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym. Tekst podsumowuje badanie mleka kobiecego (przebadano pokarm 80 młodych matek) pod względem zawartości kwasów tłuszczowych. W mleku ludzkim znajduje się od 1 do 9% (wagowo) tłuszczu, niezwykle ważnego w rozwoju m.in. mózgu dziecka. I choć wydaje się to niewiele, niemowlę karmione wyłącznie piersią czerpie z tego tłuszczu aż 50% (a dokładnie 40–55%) dziennego zapotrzebowania na energię! Szczególnie ważne są wielonienasycone kwasy tłuszczowe (LC-PUFA): dokozaheksaenowy (DHA), arachidonowy (AA) i eikozapentaenowy (EPA), budulec skomplikowanego układu nerwowego człowieka. Jak piszą autorzy:
Największe zapotrzebowanie na kwas AA i DHA występuje w okresie wewnątrzmacicznym oraz po porodzie, do około drugiego roku życia dziecka. W tym okresie następuje najgwałtowniejszy rozwój układu nerwowego i największy przyrost masy mózgu. [Pogrubienie moje – J.B.]
Dlatego karmienie piersią po 1. roku życia jest tak samo ważne i cenne, jak w początkowych miesiącach po urodzeniu. (Oczywiście, te kwasy tłuszczowe znajdują się także w innych pokarmach i mm, ale mleku matki na pewno ich nie brakuje!). Niestety, do mleka przenikają też inne tłuszcze, niepożądane w diecie niemowląt, dzieci, a także dorosłych.
Jednak oprócz KT niezbędnych dla prawidłowego rozwoju dziecka tłuszcz mleka ludzkiego może zawierać również KT negatywnie wpływające na rozwój dziecka – KT konfiguracji trans. (…) W codziennej diecie trans KT są więc przemycane w postaci tłuszczów ukrytych, tłuszczów zawartych w pączkach, ciasteczkach czy drożdżówkach. (…). Niektóre trans KT mają negatywny wpływ na organizm ludzki. Zaburzają gospodarkę lipidową – podwyższają poziom LDL-cholesterolu i obniżają HDL-cholesterol, tym samym niekorzystnie zmieniają stosunek LDL/HDL w naszym organizmie. Zaburzają desaturację i elongację niezbędnych nienasyconych KT (kwasu linolowego i linolenowego) do kwasów: AA, EPA i DHA w organizmach ludzkich i zwierzęcych. Zaburzenie endogennej syntezy tych KT ma niewątpliwie negatywny wpływ na rozwijający się organizm dziecka.
Autorzy tekstu zbadali próbki mleka matek pod względem wpływu zmiany rodzaju mleka (siara, mleko przejściowe, mleko dojrzałe) diety karmiących na ilość i rodzaj kwasów tłuszczowych w pokarmie. Co ciekawe, procentowa ilość sumy kwasów tłuszczowych w mleku nie jest zależna od diety, natomiast widać wyraźne różnice w ilości poszczególnych kwasów (Polki porównywano m.in. z Niemkami czy mieszkankami Afryki), co tłumaczy się różnicami w diecie specyficznej dla danego regionu. Ważną informacją jest również zmiana składu mleka na przestrzeni miesięcy – wraz z rozwojem dziecka pokarm dostosowuje swój skład do jego potrzeb. A jak wyglądają statystyki szkodliwych tłuszczów trans, zależnych – jak podają autorzy tekstu – od diety kobiet karmiących oraz spadku ich masy ciała?
Dla badanej grupy kobiet poziom występowania sumy trans KT wahał się w granicach od 1,01% do 5,72% ogólnego składu KT (średnio 2,45%). W porównaniu z zawartością izomerów trans KT w mleku kobiet z innych regionów świata, np. na poziomie około 7% u mieszkanek Arizony czy 4,2% w lipidach mleka kobiet z Republiki Czeskiej, lipidy mleka kobiet polskich zawierają ich stosunkowo niewiele.
To dobra wiadomość, ale i ostrzeżenie: dieta matki karmiącej ma wpływ na jakość mleka. Ograniczenie ilości szkodliwych (i dla matki, i dla dziecka) tłuszczów trans w pożywieniu nie jest trudne. Najważniejsze to świadomość, że należy wybierać produkty nieprzetworzone, unikać fast foodów i gotowych przekąsek (zwłaszcza słodkich), a zamiast drożdżówki zjeść świeży owoc.
Pestycydy, dioksyny, mikotoksyny, ołów, kadm, azotany, azotyny…
„Zanieczyszczenia środowiskowe w mleku kobiecym” to publikacja autorstwa Wandy Karwowskiej i Bożeny Waszkiewicz-Robak (Katedra Dietetyki i Żywności Funkcjonalnej SGGW w Warszawie) oraz Barbary Wróblewskiej (Wydział Nauk o Żywieniu Człowieka i Konsumpcji SGGW w Warszawie, Zakład Enzymów i Alergenów Żywności) z 2005 roku. W artykule autorki wskazują bezpośredni związek między zawartością zanieczyszczeń mleka a dietą matki i wymieniają najczęstsze groźne substancje:
Przez gruczoł sutkowy do mleka matki przedostaje się wiele zanieczyszczeń środowiskowych takich jak: pestycydy, polichlorowane bifenyle, dioksyny, mikotoksyny, ołów, kadm, azotany, azotyny. Ich obecność powoduje szereg zmian w przebiegu procesów metabolicznych i reakcji układu odpornościowego w organizmie niemowlęcia.
Niestety, wszystkie te związki chemiczne są bardzo groźne dla dziecka, nie tyle w momencie spożycia mleka, co po pewnym czasie, gdy skumulują się w organizmie; mogą oddziaływać na rozwój człowieka przez lata! Jak piszą autorki, związki te pojawiają się w mleku matki, ponieważ matka spożywa zanieczyszczoną wodę i żywność. Z kolei wszechobecne mikotoksyny pojawiają się głównie tam, gdzie świetnie rozwijają się grzyby (miejsca ciepłe i wilgotne, słabo wietrzone mieszkania). Azotany (które mogą zmieniać się w rakotwórcze nitrozo aminy) znajdują się w zanieczyszczonych warzywach i wodzie, mikotoksyny: kancerogenne aflatoksyny i opóźniające wzrost oraz m.in. uszkadzające wątrobę ochratoksyny powszechnie występują w naszym środowisku – są metabolitami grzybów pleśniowych z rodzaju Penicillium i Aspergillus, które lubią nasze mieszkania. Tak więc nawet niewielki grzyb na suficie może okazać się bardzo groźny! Autorki przebadały próbki mleka od 34 kobiet pod względem obecności azotanów i mikotoksyn. Wyniki były niepokojące, zwłaszcza pod względem ilości mikotoksyn – szczególnie w siarze (im późniejsze mleko, tym mniej zanieczyszczeń).
Procesy detoksykacji u dziecka we wczesnym okresie niemowlęcym są utrudnione z powodu niedojrzałego systemu enzymów mikrosomalnych wątroby, ograniczonych możliwości wydalania substancji toksycznych przez nerki oraz niesprawności mechanizmów układu immunologicznego.
To zanieczyszczenie jest z pewnością najtrudniejsze do uniknięcia, choć na zdrowy rozum grzyby towarzyszyły ludziom od zawsze – więc być może i mikotoksyny w mleku nie są niczym nowym (choć być może dziś ilość tych toksyn wokół nas jest większa).
O co biega z PCB
PCB to polichlorowane bifenyle, zaliczane do zanieczyszczeń środowiskowych, które krążą w naszym otoczeniu i przedostają do organizmu w żywności. Były wykorzystywane do produkcji m.in. transformatorów, wymienników ciepła, klejów, smarów, papieru przebitkowego. W tekście „Stężenia polichlorowanych bifenyli w materiale pochodzącym od człowieka” (autorzy: Jan K. Ludwicki, Katarzyna Góralczyk, Katarzyna Czaja, Paweł Struciński, Agnieszka Jędrzejczuk, Zakład Toksykologii Środowiskowej, Państwowy Zakład Higieny) czytamy:
Związki te krążą w środowisku ulegając biomagnifikacji i przemianom metabolicznym w kolejnych ogniwach łańcucha pokarmowego. Ostatnim ogniwem tego łańcucha jest zwykle człowiek, który w swoich tkankach gromadzi najwyższe stężenia tych substancji. Szczególnym przypadkiem jest mleko kobiece, w którym stężenia tych związków osiągają znacznie wyższe wartości niż w mleku krowim. Z tego względu do grupy podwyższonego ryzyka należy zaliczyć niemowlęta i małe dzieci karmione pokarmem matki.
PCB są wycofywane z użycia, jednak zanieczyszczenie gleb czy wody już się dokonało. Uznano je za czynniki prawdopodobnie kancerogenne oraz za zaburzające gospodarkę hormonalną i obniżające zdolność organizmu do obrony przed bakteriami czy schorzeniami neurotoksycznymi. Według badań Państwowego Zakładu Higieny mleko polskich matek jest zanieczyszczone PBC w stopniu mniejszym, niż można by się obawiać, i dzienna dawka polichlorowanych bifenyli wypijana przez niemowlę to tylko 2,8 µg/kg masy ciala/dzień, podczas gdy bezpieczna granica ustanowiona przez WHO to 4,4 µg/kg masy ciała/dzień. Jak dla mnie, każda dawka to za dużo! Dodam tylko, że wspomniany tekst ma ponad dekadę (nie znalazłam dokładnej daty publikacji).
Karm piersią. Tak długo, jak chcesz
Dla mnie z powyższego wynikają następujące rzeczy: zanieczyszczenie środowiska realnie wpływa na to, jaką żywność spożywamy. To, co jadły i jedzą matki karmiące, ma z kolei wpływ na zawartość ich pokarmu. To, co matka karmiąca przekazuje dziecku w mleku, ma realny wpływ na zdrowie młodego człowieka.
Wniosek? Drogie przyszłe i obecne mamy: nie jedzmy świństw, kupujmy żywność pochodzącą z czystych regionów Polski, ekologiczną i zdrową, bo wszystkie zanieczyszczenia przekazujemy naszym dzieciom. Zdrowa dieta nie jest wcale droga ani trudna, wymaga tylko świadomego i odpowiedzialnego podejścia.
Dbajmy też o higienę naszych mieszkań, chodźmy na spacery do lasu, nie przebywajmy w klimatyzowanych pomieszczeniach, unikamy siedlisk grzybów (np. suszarek do rąk), używajmy ekologicznych środków piorących i czyszczących w domu.
Nie da się uciec przed zanieczyszczeniem środowiska, ale – pamiętając, że jesteśmy odpowiedzialne nie tylko za siebie, ale i za swoje dzieci – starajmy się dbać o swoje zdrowie. Pamiętajmy też, że wiele zagrożeń przynoszą ze sobą substancje, z którymi dziecko się styka: pieluchy jednorazowe, ubranka z nieekologicznej bawełny, kosmetyki, powietrze, którym oddycha, posiłki z nieekologicznych surowców, woda… Nawet jeśli wydaje nam się, że mamy nieduży wpływ na zanieczyszczenie środowiska, to każda pozytywna zmiana jest krokiem w stronę ochrony naszych dzieci. I nie podawajmy dziecku mleka modyfikowanego (chyba że zmusza nas do tego sytuacja), ponieważ nawet w obliczu powyższych faktów nigdy nie dorówna ono zaletom jedynego (moim zdaniem) mleka odpowiedniego dla człowieka: mleka ludzkiego.
Komentarz „Kwartalnika Laktacyjnego” (tu najnowszy numer)
Mleko mamy oprócz wszystkich dobrodziejstw zawiera także substancje szkodliwe, które są odzwierciedleniem tego, w jakim środowisku żyje człowiek. Stężenie tych szkodliwych substancji np. metali ciężkich jest różne w zależności od regionu, w którym żyje kobieta. Obecność tych zanieczyszczeń w mleku mamy nie wiąże się z zagrożeniem dla dziecka karmionego mlekiem. Oczywiście nie mówimy tu o sytuacji ekspozycji na te substancje przekraczającej w sposób znaczny normy, np. katastrof ekologicznych, skażeń chemicznych jakiś obszarów itd. Mimo występowania zanieczyszczeń w mleku mamy jest ono nadal najlepszym pokarmem dla dziecka i ryzyko związane z rezygnacją z niego przewyższa znaczenie ryzyko powikłań w związku z jego zanieczyszczeniem. Tak samo jest z np. papierosami – należy zachęcać mamy do ograniczenia lub rzucenia palenia, ale karmienie piersią przez palaczkę nadal niesie więcej korzyści dla dziecka niż odstawienie dziecka od piersi.
Cytat na koniec: Zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia:
Karmienie piersią jest niezaprzeczalnym sposobem zapewnienia idealnego pokarmu dla zdrowego wzrostu i rozwoju niemowląt; jest także integralnym elementem cyklu reprodukcyjnego o niebagatelnym znaczeniu dla zdrowia kobiet. Niemowlęta powinny być wyłącznie karmione piersią przez pierwsze 6 miesięcy życia, aby ich wzrost, rozwój i zdrowie były optymalne. Jest to zalecenie dla całego świata. Później, do drugiego roku życia lub dłużej, w celu pokrycia zapotrzebowania żywieniowego, niemowlęta powinny otrzymywać odżywczo wartościowe i bezpieczne pokarmy dodatkowe i być nadal karmione piersią. Wyłączne karmienie piersią od urodzenia jest możliwe z wyjątkiem kilku przeciwwskazań medycznych, a nieograniczone wyłączne karmienie piersią prowadzi do wytwarzania odpowiednich ilości pokarmu.
Konsultacja merytoryczna:
- Iza Sztandera (moja ulubiona doradczyni macierzyńska), maminiec.eu
- Agata Aleksandrowicz, „Kwartalnik Laktacyjny”
- Magda Karpienia, liderka z La Leche League
Do poczytania:
Brawo za rzetelny artykuł! Coraz więcej tu takich :)
Dzięki, staram się ;)
Bardzo ciekawy tekst – a uzupełnienie o różne ciekawostki i porady dla początkujących mam znajdziecie w naszej czytelni http://www.misiontek.pl/portal/7 Jest o faktach i mitach („za chude mleko” itp, o diecie mamy karmiącej, o korzyściach hormonalnych dla mamy etc.) Zapraszamy!
Czytam od niedawna i uwielbiam za profesjonalizm, rzeczowe podejście do tematów. Dziękuję, wiele się na tym blogu dowiedziałam.
To my dziękujemy :) będziemy się starać, żeby było co czytać!
Nie jeździmy do sklepu po mleko (paliwo :D )
Tak jest! :)
Muszę się przyczepić. Na żądanie to nie jest 8-10 razy na dobę, tylko jak mówi sama nazwa, to jest na żądanie, każde żądanie. Ilość karmień podana w nawiasie kompletnie bezsensowna nawet jeśli autorka miała na myśli „nie mniej niż”.
Dziękuję za tę uwagę, myślę jednak, że liczba ta (nie ilość) nie jest bezsensowna – wynika z pewnych obserwacji, nawet nie moich, tylko osób związanych z promowaniem karmienia piersią. Uściśliłam, żeby było wiadomo, że nie są to sztywne liczby, a minimum.
superr blog:) będę tu zaglądała codziennie!